Heechul
zamknął księgę i westchnął ciężko. Stukając nerwowo palcami w twardą, skórzaną
okładkę, zerknął przez okno. Po niebie powoli płynęły puszyste, białe obłoki,
co jakiś czas przysłaniając promienie słońca. Wisiało wysoko, oświetlając
wnętrze komnaty tak, że mógł spokojnie czytać bez potrzeby marnowania kolejnej
świecy czy oleju w lampie.
Mimo
sprzyjających czytaniu warunków, nie mógł skupić się na lekturze, niezależnie
od tego, jak bardzo próbował. Wszystko wokół go rozpraszało, nawet unoszące się
wolno pyłki kurzu. Będzie musiał rozkazać później jednej ze sprzątaczek, żeby
tu odkurzyła…
Jak na
złość, nie miał tego dnia żadnych obowiązków do wypełnienia. Zazwyczaj
cieszyłby się z takiego obrotu spraw, przecież w końcu dostał odrobinę czasu
dla siebie! Mógł dłużej spać, zmniejszyć tę stertę ksiąg, które gromadziły się
na jego biurku od niepamiętnych czasów, odwiedzić kuchnię i pozwolić się
nakarmić smakołykami przeznaczonymi na kolację albo wtargnąć do pracowni
Wheein, by ją podenerwować…
Ale nie
dzisiaj. Tego dnia wyjątkowo pragnął otrzymać dziesiątki dokumentów do
podpisania, wezwania do nagłych wypadków wymagających królewskiej interwencji,
próśb o audiencję… Niestety zrobił to wszystko wcześniej. Załatwienie spraw za
nieobecnego ojca zajęło mu kilka dni, podczas których wstawał wcześnie i kładł
się bardzo późno, śpiąc bardzo niewiele, ale udało mu się wszystko skończyć
poprzedniego wieczora. Tempo, w jakim żył przez ostatni tydzień sprawiło, że
poczuł się dziwnie, nie mając żadnych zadań do wykonania.
Musiał
zająć czymś umysł, inaczej z pewnością oszaleje.
Minął
dokładnie tydzień od ostatniej wyprawy na targ. Swoim zwyczajem właśnie by się
przygotowywał do kolejnej wycieczki pod mury miasta. Nie wymykał się tam na
tyle często, żeby ktoś zdążył zauważyć brak księcia na terenie dworu, jednak
robił to na tyle regularnie, żeby wyrobić sobie nawyk. Mniej więcej dwa razy w
miesiącu, jeśli nie miał zbyt wielu obowiązków, pod koniec tygodnia znikał w
nieznanym nikomu innemu tunelu, przywdziewał odzienie mieszczanina i oddalał się
od pałacu. Siadał wtedy na murze i z dala obserwował krzątających się obywateli
stolicy. Książę lubił te krótkie chwile, które spędzał na obserwowaniu ludzi na
targu. Nawet jeśli nie zbliżał się do nich i zachowywał dystans, sprawiało mu
to przyjemność. Kilka godzin z dala od pałacu, z dala od oczekiwań, od bycia…
księciem.
To może
wydawać się zaskakujące, że jedyny syn króla regularnie uciekał od tego, kim
był. Hee posmutniał na tę myśl.
Bycie
dziedzicem tronu było jednocześnie darem i przekleństwem.
Młody
książę otworzył nagle oczy i poderwał się z krzesła. Bezczynne siedzenie w
miejscu nie było czymś, czego teraz chciał, o nie. Potrzebował się rozerwać i
chyba wiedział, jak.
Wypadł ze
swojego pokoju jak burza, zatrzaskując za sobą drzwi, co zwróciło uwagę kilku
przechodzących korytarzem osób. W odpowiedzi na ich pełne zdziwienia spojrzenie
odgarnął jedynie kosmyk włosów, który wchodził mu do oczu i przyjmując
wyprostowaną postawę, wyminął zaskoczonych służących, nie obdarzając ich nawet
jednym spojrzeniem. Ci jedynie pokręcili głowami ni to z rozbawienia, ni z
dezaprobatą. Już dawno przyzwyczaili się do specyficznego zachowania ich
księcia.
Oczywiście
to nie tak, że Chul miał gdzieś zasady dobrego wychowania i nie zwracał uwagi
na to, czego się od niego oczekuje. Gdy była taka potrzeba, zachowywał się
spokojnie i odpowiedzialnie, jak na dziedzica przystało. Zawsze wykonywał swoje
obowiązki sumiennie i przeważnie na czas, czego najlepszym dowodem był sposób,
w jaki funkcjonował przez ostatnich kilka dni.
Dobrze
wiedział też, kiedy może spuścić z tonu i pozwolić sobie na więcej swobody.
Przyspieszył
kroku i niemalże zbiegł ze schodów, chcąc jak najszybciej dostać się na
najniższe piętro pałacu, gdzie znajdowały się kuchnia, pomieszczenia
przeznaczone dla służby i to jedno szczególne, do którego zmierzał.
Zatrzymał
się przed sporymi, dębowymi drzwiami. Dał sobie kilka sekund na uspokojenie
oddechu, po czym chwycił za klamkę i cicho wślizgnął się do środka. Na palcach
wyminął chwiejne stosy pudeł, stoliki obłożone tajemniczymi ziołami oraz nożami
różnych rozmiarów i kształtów. Starał się także nie nadepnąć żadnego leżącego
na ziemi pergaminu. Kiedy usłyszał cichą krzątaninę w głębi komnaty, schował
się za filarem. Po chwili wyjrzał zza kolumny i uśmiechnął się, widząc znajomą
twarz.
– Co
robisz? – spytał.
Dziewczyna
podskoczyła, przestraszona, upuszczając na ziemię koszyk z roślinami. Heechul
pokręcił głową.
– Powinnaś
bardziej uważać – pouczył przyjaciółkę, zbierając zioła z podłogi i wkładając
je z powrotem do wiklinowego koszyka. – Co by się stało, gdyby to było coś ze
szkła?
– A ty nie powinieneś mnie tak straszyć! –
krzyknęła brunetka, kładąc dłonie na piersi. – Myślałam, że serce mi stanie!
Książę zaśmiał się jedynie i podniósł z
klęczek.
– Po co ci
to? – Wskazał na trzymane przez siebie rośliny.
Wheein
wyjęła kosz z jego rąk i odstawiła go na jedyny czysty blat w całym
pomieszczeniu.
– Będę warzyć
eliksir z ziół leśnych – odparła czarownica. – W szpitalu zaczynają kończyć się
zapasy, a wiesz, jak to wygląda w lecie.
– Mogę ci
jakoś pomóc? Ała! – Heechul skrzywił się, gdy kobieta trzepnęła go w dłoń, w
którą przed sekundą chwycił nóż. – Mogłem odciąć sobie palec!
– Trudno –
Wheein zabrała ostre narzędzie i zaczęła siekać drobno rumianek. – Wyjdź, bo
tylko mi przeszkadzasz. Pobawię się z tobą wieczorem.
Chul
prychnął na jej słowa. Dziewczyna czasami zachowywała się tak, jakby to ona
była o te kilka lat starsza i mogła robić z nim, co tylko jej się podobało.
Mimo to posłusznie wycofał się do drzwi i zawiedziony opuścił laboratorium. Czasem
żałował, że brakowało mu zdolności, które posiadała jego przyjaciółka. Nigdy
jej tego nie powiedział, ale zazdrościł jej już od dziecka. Potrafiła tak wiele
i mogła naprawdę dużo zdziałać, podczas gdy on, dziedzic tronu, był jedynie w
stanie rzucać zaklęcia niższego poziomu. Może gdyby dłużej ćwiczył, umiałby
więcej, ale ojciec nie chciał syna maga. Pragnął polityka i stratega wojennego,
a tym drugim Heechul, wbrew swym staraniom, na pewno nie był.
Odepchnął
się od drzwi do laboratorium i znacznie mniej żwawym krokiem niż wcześniej
ruszył z powrotem w kierunku swojej komnaty. Służba mijała go, w pośpiechu
przemieszczając się z jednego miejsca zamku do drugiego, skrupulatnie wykonując
swoje obowiązki. Hee schodził im z drogi. Nie chciał przeszkadzać tym ludziom w
pracy. Zdawał sobie sprawę, ile ona dla nich znaczy. Gdyby nie kontakty lub łut
szczęścia, zamiast dobrej posady w zamku, wielu z nich trafiłoby do kiepsko
zaopatrzonych sklepów przy murze lub na targ, usiłując sprzedać jak najwięcej
produktów w jak najkrótszym czasie…
Książę
zatrzymał się i zerknął przez okno. Zmarszczył brwi, pochylając się w stronę szkła.
Nie widział stąd całego miasta, jednak wytężając wzrok był w stanie dostrzec
niewyraźny zarys placu. Zabębnił palcami o framugę. Może warto by się tam
wybrać…? Słońce wisiało jeszcze wysoko, miał sporo czasu i ani jednego
dokumentu do podpisania…
Nim się
spostrzegł, sięgał już do wnęki pod parapetem, skąd wyciągnął skrzętnie ukryty
tydzień wcześniej klucz. Nie zastanawiając się długo, otworzył niewielkie drzwi
i rzucając ostatnie spojrzenie na pałacowy korytarz, zniknął w tunelu.
Gdy tylko
zamknął za sobą drzwi, ogarnęła go niemal nieprzenikniona ciemność.
Wszechobecny odór stęchlizny sprawił, że Heechul zmarszczył nos. Nadal nie
przywykł do tego zapachu. Nieważne, ile razy wymykał się do miasta tą drogą,
pierwsze chwile po przejściu z regularnie wietrzonych zamkowych korytarzy do
dusznego tunelu zawsze były nieprzyjemnym doświadczeniem. To cud, że nikt nigdy
nie wyczuł od niego tej przykrej woni…
Zawinąwszy
starannie dworskie ubranie w kawałek tkaniny tak, by nic się nie pobrudziło,
książę ukrył we wnęce niewielkie zawiniątko i ubrał mieszczańskie odzienie.
Następnie szybkim krokiem podążył dalej, chcąc jak najszybciej wyjść na świeże
powietrze.
Zmrużył
oczy, nieprzygotowane na panującą na zewnątrz jasność, i ukrył wejście do
zamkowych murów za zasłoną z bluszczu. Naciągając kaptur, szybkim krokiem
oddalił się od pałacu. Zwinnie wymijał stojące mu na drodze drzewa i krzewy.
Znał to wzgórze na pamięć. Schodził tędy do miasta na tyle często, by móc
odtworzyć na mapie każdą roślinę i zagłębienie terenu. Gdyby chciał, mógłby bez
pochodni zejść tędy nawet w jedną z tych nocy, gdy grube chmury przysłaniają
księżyc i gwiazdy, pogrążając wszystko w mroku.
W kilka
minut dotarł do swojego stałego miejsca na jednym z murów. Już miał usiąść,
kiedy nagła myśl nawiedziła jego umysł.
Przecież
ostatnim razem zszedł na sam dół i nic się nie stało – pomyślał Heechul, powoli
podnosząc się z odrobinę nagrzanego kamienia. Bez zbędnego analizowania
wszelkich za i przeciw, naciągnął mocniej kaptur i powoli skierował się w
stronę targu.
Tak jak
poprzednio, nikt go nie rozpoznał. Zresztą, dlaczego miałby? Oficjalnie nigdy
nie odwiedził straganów pod murem. Nie było takiej potrzeby, ponieważ nic
wymagającego królewskiej obecności się tam nie wydarzyło. No i kto to widział –
książę we własnej osobie, kupujący owoce i warzywa? Od tego była służba. Żaden
z mieszkańców się go tam nie spodziewał, a myśl o Heechulu stawiającym choćby
jedną stopę na targu była tak absurdalna, że nikt by w to nie uwierzył, nawet
jeśli dziedzic zrzuciłby przed nim kaptur, odsłaniając swą twarz.
Mimo wszystko,
Hee wolał zachować wszelkie środki ostrożności. Wiedział, że z każdą kolejną
wyprawą łamał co najmniej kilka zasad wpajanych mu przez ojca i nie chciał
dawać królowi więcej powodów do bycia zawiedzionym jego osobą. Dlatego też
wiele miesięcy temu zakradł się do jednej z przypałacowych pralni i zabrał
odzienie przypadkowego mieszczanina. Tknięty wyrzutami sumienia zostawił w
miejscu ubrania niewielką sumę pieniędzy. To wystarczyło, żeby uciszyć
irytujący głosik w jego głowie, krzyczący, że jest złodziejem.
Heechul
uśmiechnął się pod nosem, mijając pierwszy stragan. Druga wizyta w tym miejscu
była nie mniej ekscytująca niż poprzednia. Za pierwszym razem również rozglądał
się dookoła, cicho podziwiając normalność otaczającego go obrazka. Widok
usiłujących sprzedać swój towar farmerów i potencjalnych kupców, targujących
się o niższą cenę, był taki… satysfakcjonujący. Nie było tu nic wymuszonego,
zaplanowanego czy fałszywego. W przeciwieństwie do pałacu, tu nie obowiązywała
ścisła etykieta. Wszystko było prawdziwe, spontaniczne i…
Brunet
krzyknął, kiedy nagle poleciał na ziemię. Roztarł bolący łokieć i spojrzał
przed siebie, spodziewając się, jak tydzień temu, zobaczyć przed sobą dziecko,
jednak los nie był dla niego tak łaskawy.
– Przepraszam,
nie widziałem cię... – powiedział znajomy mu już blondyn, podnosząc się z
ziemi. – Och. To znowu ty.
Mężczyzna
uśmiechnął się lekko, kiedy jego wzrok spoczął na Heechulu. Wpatrywali się w
siebie przez moment, głusi i ślepi na otaczających ich ludzi. Dopiero po chwili
brunet poruszył się niespokojnie, drżącą dłonią poprawiając kaptur, już nie tak
dokładnie skrywający jego oblicze. Był na siebie zły, gdyż materiał przy upadku
zsunął się nieco, odkrywając więcej twarzy, niż by sobie tego życzył.
Jasnowłosy
odchrząknął, przez chwilę unikając patrzenia na tajemniczego bruneta. Nagle
wstał i wyciągnął rękę w jego stronę. Hee zmierzył wzrokiem podawaną mu dłoń,
ostatecznie chwytając ją i pozwalając pomóc sobie wstać.
– Więc… – zaczął
mieszczanin, obserwując otrzepującego spodnie z pyłu bruneta – znów się
spotykamy.
Heechul
spojrzał na niego bez słowa. Nie wiedział, kim jest ten człowiek. Pozwolił mu
zobaczyć swoją twarz – już to było wystarczająco niebezpieczne. Nie chciał, by
nieznajomy usłyszał jego głos. Kto wie, czy by go po tym nie rozpoznał.
Póki co,
wszystko wskazywało na to, że jasnowłosy nie miał pojęcia, kogo niechcący
przewrócił. Zakłopotany mężczyzna podrapał się po karku.
– Wybacz,
że tak na ciebie wpadłem. Powinienem patrzeć przed siebie – zaśmiał się
nerwowo, dopiero teraz podnosząc wzrok na oczy młodego księcia. – Gniewasz się
na mnie…?
Chul pokręcił głową. Przecież nie zrobił tego
specjalnie, więc nie miał powodu do złości. Albo inaczej – nadal miał zbyt
dobry nastrój, by się złościć.
– Cieszę
się – odetchnął z ulgą blondyn, wyraźnie się rozluźniając. – Zazwyczaj ludzie
od razu obrzucają mnie obelgami, kiedy się rozpraszam i tak na kogoś wpadam.
Nie, żebym to lubił, ale ludzie w dzisiejszych czasach nie przyjmują tak łatwo
przeprosin, więc cieszę się, że tym razem trafiłem na kogoś wyrozumiałego, to
miła odmiana…
Hee nie mógł powstrzymać delikatnego uśmiechu,
który wpłynął na jego usta. Słuchanie słowotoku tego człowieka było zbyt
zabawne, i gdyby nie decyzja o trzymaniu języka za zębami, już dawno śmiałby
się do rozpuku.
– Rozdarłem
ci ubranie? – Mężczyzna sięgnął do rękawa Heechula, przesuwając palcami po
niewielkiej dziurze powstałej przy upadku. – Naprawdę mi przykro. Mogę ci to
jakoś wynagrodzić?
Dziedzic
pokręcił energicznie głową, cicho protestując. Nie zamierzał spędzić z tym
człowiekiem ani chwili dłużej, niczego od niego nie chciał! Powinien już wracać
do zamku, jednak z jakiegoś powodu pozwolił chwycić się za rękę i pociągnąć w
głąb targu. Zdenerwowany zaistniałą sytuacją jedynie wpatrywał się w plecy
swego niechcianego towarzysza, prowadzącego go w tylko sobie znanym kierunku,
lawirując między nadal napływającymi na plac ludźmi.
Heechul był
o krok od wzięcia głębokiego wdechu i zawołania stojących pod murem strażników,
kiedy blondyn zatrzymał się. Hee spojrzał w bok, natychmiast rozpoznając
stoisko z jabłkami, które tydzień wcześniej zostało mu polecone.
– Nie znam
żadnej krawcowej, więc mam nadzieję, że przyjmiesz to w ramach przeprosin –
wytłumaczył mężczyzna, sięgając po jeden z owoców i podając go milczącemu
towarzyszowi. Hee pokiwał wolno głową, przyjmując jabłko. Było ładne, czerwone
i duże. Wyglądało na wyjątkowo soczyste. – Mam na imię Gunhee – przedstawił się
nieznajomy. – A ty?
Jeżeli
Gunhee miał jakiekolwiek nadzieje na poznanie imienia bruneta, te rozwiały się,
gdy Heechul pokłonił mu się i odwrócił, w pośpiechu wracając tam, skąd
przyszedł.
***
Książę
stukał nerwowo palcami o ciemny blat stołu, przy którym siedział. Był coraz
bardziej zirytowany. Kilku doradców poprosiło go do tej komnaty na rozmowę. Po
ich minach Hee wywnioskował, że sprawa jest poważna, dlatego nie zastanawiając
się długo, zgodził się poświęcić im kilka minut. Niestety, siedział tu już od
kilku godzin a jego irytacja rosła z każdą minutą. Doradcy ci, zamiast poruszyć
istotne dla królestwa kwestie, zajmowali się bzdurami. Budżet na prezenty dla
delegatów, na przyjęcia urodzinowe hrabiów…
– Szanowni
panowie – przerwał im Heechul, z całych sił starając się zachować spokój. – Czy
możemy przejść do pilniejszych spraw? Zdaję sobie sprawę, że podtrzymywanie
kontaktów jest niezwykle ważne, ale jestem pewien, że są ważniejsze kwestie do omówienia.
Takie, które naprawdę wymagają mojej obecności.
Mężczyźni
poruszyli się niespokojnie na swoich miejscach, doskonale rozumiejąc ukryty za
grzecznymi słowami księcia przekaz, który brzmiał „marnujecie mój cenny czas”.
Nawet jeśli Chul był od nich o wiele młodszy, w dalszym ciągu był synem króla i
powinni go szanować. A nawet gdyby nie byłby monarchą, jego sposób bycia i tak budził
respekt.
W końcu
jeden z lordów odchrząknął.
– Tak,
panie. W zasadzie powinniśmy z tym poczekać na króla, jednak… to chyba
najwyższy czas, nieprawdaż?
– Najwyższy
czas na co? – zapytał Hee, opierając się wygodnie o zdobione złotem oparcie
fotela.
– Na
wybranie ci małżonki.
Heechul
wbił pełne niedowierzania spojrzenie w mężczyzn przed sobą, a niektórzy z nich
uciekli wzrokiem od oczu księcia.
– Jakiej
małżonki? – syknął brunet.
– Może być
małżonek, jeśli książę woli! – rzucił inny doradca, ściągając na siebie
ciskające ostrzami spojrzenie najmłodszego z obecnych. – Uważamy jednak, że
księżniczka byłaby dla ciebie odpowiedniejsza…
Nie wierzył
w to, co słyszał. Jakim prawem oni planowali jego małżeństwo?! Nie był głupi,
wiedział, że to kiedyś nastąpi, ale nie, że tak szybko!
Wziął
głęboki wdech i przymknął oczy, usiłując opanować narastający gniew. Nie, to
się nie dzieje…
– Wyjaśnijcie
mi najpierw – zażądał cichym głosem Heechul – dlaczego chcecie podejmować tak
ważne decyzje bez obecności mojego ojca? Jeżeli ktokolwiek ma chociażby
pomyśleć o szukaniu mi męża czy żony, to będzie to tylko i wyłącznie król i ja
sam. Wstał i sprężystym krokiem podszedł do drzwi, otwierając je zamaszyście. –
Żegnam panów.
Na
korytarzu wpadł na kilka służących. Był tak wściekły, że nie kwapił się nawet,
by je przeprosić. Ze złości zignorował nawet chcącą z nim porozmawiać Wheein.
Nagle wszystko
wokół działało mu na nerwy. Pałac, ludzie w pałacu, gobeliny na ścianach,
wszystko!
Bez
zastanowienia skierował się do tajemnego wyjścia z zamku. Nie zniósłby tu ani
chwili dłużej.
W pośpiechu
schodząc ze wzgórza, odziany już w strój mieszczanina, zaczął się uspokajać.
Zostawił sobie odrobinę pieniędzy w kieszeni. Udawanie kogoś innego niż był
przez kilka godzin wyjdzie mu na dobre. Ochłonie trochę, odpręży się…
Wszedł
między ludzi, rozglądając się. Ciekaw był, co się zmieniło przez ostatni tydzień.
Poprzednim razem zauważył drobne różnice. Niektórzy sprzedawcy zmienili
ustawienie swych dóbr, inni postanowili zacząć sprzedawać coś innego, wycofując
poprzednie produkty… Dziś również dostrzegł podobne zmiany.
Heechul skierował
się ku straganowi z jabłkami, z którego tydzień wcześniej nieznajomy mężczyzna
podarował mu jeden z owoców. Zjadł je wtedy w drodze powrotnej do pałacu i
bardzo mu smakowało. Uśmiechnął się do siebie. Skoro miał już gdzieś wydać
pieniądze, czemu nie wesprzeć osoby sprzedającej tak smaczne owoce?
Kiwnąwszy
głową sprzedawczyni, przyjrzał się jabłkom na wystawie. Już miał sięgać po
jedno z nich, gdy usłyszał znajomy głos.
– Jeszcze
raz tak na siebie wpadniemy, to pomyślę, że to przeznaczenie.
Heechul
poderwał gwałtownie głowę i napotkał roześmiane oczy blondyna.
– A ja
pomyślę, że mnie śledzisz – rzucił książę, nadal odczuwając wpływ
wcześniejszego zdenerwowania.
– Oooch! –
Gunhee zmierzył go wzrokiem, a Hee miał ochotę dać mu za to w twarz. – Więc
umiesz mówić. Po poprzednim razie zaczynałem myśleć, że jesteś niemową.
Wtedy do
Heechula dotarło, co zrobił. Odezwał się, chociaż miał tego nie robić. Głupi,
głupi…!
No trudno,
pomyślał, stało się.
– Nie rozmawiam z ludźmi, z którymi nie muszę
– skwitował, uznając za bezcelowe dalsze milczenie. Musiał wybrnąć z tej
sytuacji w inny sposób.
– Czyżbym
był niegodny usłyszenia twego głosu? – zażartował blondyn, kładąc dłoń na
sercu. – Zabolało.
Brunet wywrócił
oczami, niewzruszony. Wziął kilka jabłek i zapłacił dziewczynie za ladą,
posyłając jej delikatny uśmiech. Ona nic mu nie zrobiła, więc mógł być dla niej
uprzejmy.
Odwrócił
się od straganu, wymijając niechcianego towarzysza.
– Polecam
odwiedzić medyka, coś na to zaradzi – powiedział.
– Jesteś
nowy w mieście? Nie widziałem cię tu wcześniej, a zwiedziłem chyba każdą
możliwą ulicę. – Gunhee podbiegł do oddalającego się Heechula, nie chcąc go
zgubić.
– Ja… – Hee
myślał gorączkowo. Musiał coś odpowiedzieć, żeby pozbyć się ogona, ale nie mógł
powiedzieć prawdy – odwiedzam rodzinę.
– Doprawdy? – Blondyn ukradł jedno jabłko z
dłoni księcia i wgryzł się w nie, milknąc na moment. Heechul to zignorował. –
Rodzina jest ciężka do zniesienia?
– Dlaczego pytasz? – Heechul zmarszczył brwi,
rzucając drugiemu mężczyźnie pytające spojrzenie, na które ten jedynie wzruszył
ramionami.
– Widzę cię
tu trzeci raz z rzędu, w ten sam dzień, o tej samej porze. Pomyślałem, że może
krewni dają ci w kość i chcesz choć na chwilę od nich odpocząć. No i – dodał –
wyglądasz dzisiaj na wyjątkowo zdenerwowanego. Mam rację? – Gunhee wbił
badawcze spojrzenie w swego rozmówcę, z jakiegoś powodu chcąc poznać motywy
jego zachowania.
Heechul
przytaknął, ponownie milcząc. To niepokojące, jak ten człowiek go rozpracował w
zaledwie kilka chwil, nie wiedząc o nim zupełnie nic. Z drugiej strony, było to
miłe uczucie. W końcu ktoś zdawał się go rozumieć.
– Jak masz
na imię? – Nagłe pytanie wyrwało Chula z zamyślenia. – Pytałem poprzednim
razem, ale uciekłeś.
– Hee… – Heechul ugryzł się w język. Głos
głosem, ale skoro blondyn był mieszkańcem stolicy, bez wątpienia poznałby go po
imieniu
– Hee…?
– Heenim.
Użycie zupełnie innego imienia byłoby
ryzykowne, bo mógłby na nie nie zareagować, więc przezwisko, które wiele lat
temu dała mu Wheein było najbezpieczniejszą opcją. Nikt, poza przyjaciółką, go
tak nie nazywał, więc miał pewność, że mężczyzna go po tym nie rozpozna.
– Heenim. –
powtórzył Gunhee – Ładnie. Cóż, miło się rozmawia, ale muszę się już żegnać.
Heechul zerknął na niebo. Słońce zaczęło
chować się za horyzontem, więc i na niego przyszedł czas.
– Tak, ja
również muszę iść.
– Nie daj się rodzinie, Heenim. Czegokolwiek by
na tobie nie wymuszali, twoje życie należy do ciebie i nikt nie ma prawa w nie
ingerować bardziej, niż mu na to pozwolisz. – Mężczyzna uśmiechnął się do
księcia ciepło, ściskając przyjacielsko jego szczupłe ramię. – A gdybyś
potrzebował porozmawiać, wiesz, gdzie mnie znaleźć!
Oniemiały
Heechul odmachał lekko oddalającemu się od niego mężczyźnie. To było bardzo
uprzejme z jego strony, ale byli sobie obcy, więc dlaczego…
– Co to miało znaczyć? – spytał sam siebie
brunet, obracając w dłoni soczyście czerwone jabłko.