poniedziałek, 5 czerwca 2017

Copper Crown - Rozdział 6


Mrok już dawno spowił stolicę, gdy Gunhee dotarł do koszar. Pełniący wartę strażnicy, dostrzegłszy go z daleka, wstrzymali się z zamykaniem bramy, dopóki nie znalazł się w środku. Mężczyźni wymienili się zatroskanymi spojrzeniami, kiedy blondyn minął ich bez słowa, nawet nie kiwając im głową na powitanie. Znali go trochę i wiele o nim słyszeli, więc nie trudno było się domyślić, że takie zachowanie dowódcy było niecodzienne.

Szedł pospiesznym krokiem, kierując się do swojego pokoju. Chciał się tam znaleźć jak najszybciej, zamknąć na klucz i w samotności odreagować wydarzenia minionego dnia. Potrzebował dać upust buzującym w nim emocjom.

Mimo późnej godziny po koszarach wciąż kręciło się kilka osób. Wojownicy, widząc jego wyraz twarzy, natychmiast schodzili mu z drogi, nie chcąc w żaden sposób zasłużyć na kilka dodatkowych siniaków. I słusznie, bo Gun czuł, że w tym stanie mógłby się na kogoś rzucić, czego wolał jednak uniknąć. Nienawidził nieuzasadnionej przemocy, a wyżywanie się na przypadkowych osobach do takiej należała.

Zbliżając się do budynku, w którym mieszkał, zaklął cicho pod nosem. Obok drzwi, oparty nonszalancko o ścianę, stał Hyukjae. Odepchnął się od chłodnej powierzchni i uśmiechnął szeroko na jego widok. Musiał na niego czekać.

– Czego chcesz? – rzucił Gunhee, kładąc rękę na klamce, rzucając przy tym nieprzychylne spojrzenie przyjacielowi.

– Skąd ta wrogość, co? – Hyuk uniósł dłonie w obronnym geście. – Przyszedłem porozmawiać.

– Chcę być sam.

– Możesz mi przecież poświęcić kilka minut – odparł, wchodząc za starszym do budynku – Donghae powiedział mi o incydencie pod bramą.

– Ten dzieciak ma za długi język – mruknął Gun.

Mężczyźni weszli razem po schodach. Choć Gunhee w duchu modlił się, by zdarzył się cud i przyjaciel nagle rozpłynął się w powietrzu, ten w dalszym ciągu podążał za nim, nie odstępując go ani na krok. Blondyn starał się go zignorować, ale wiedział, że Hyuk tak szybko go nie zostawi. Widział w jego oczach determinację, żeby się wszystkiego dowiedzieć.

Kiedy znaleźli się na piętrze, na którym znajdował się pokój Guna, Hyukjae przerwał panujące między nimi milczenie:

– Zostałeś bohaterem.

– Jakim znowu bohaterem – parsknął, wyciągając z kieszeni klucz do swojego pokoju.

– Nie wiem – roześmiał się Hyukjae, podchodząc bliżej do przyjaciela – tak o tobie mówią żołnierze z oddziału Donghae. Że uratowałeś sytuację, kiedy ich nie było.

– Właśnie, nie było ich. Muszę zapamiętać, żeby jeszcze raz porozmawiać o tym z twoim partnerem.

Eunhyuk zamilkł na moment, obserwując, jak starszy otwiera drzwi. Korzystając z okazji, wślizgnął się do środka, doskonale zdając sobie sprawę, że drugi mężczyzna zatrzasnąłby mu drzwi przed nosem.

– Daj spokój Hae – poprosił Hyuk – i zostawmy już ten temat. Porozmawiajmy o tobie.

Gunhee minął towarzysza i z ciężkim westchnieniem opadł na posłanie. Wbił wzrok w poszarzały sufit. Powinien był go odmalować już dawno temu, jednak za każdym razem o tym zapominał, mając ważniejsze rzeczy do zrobienia. Cóż, teraz już nie musi martwić się o niegdyś białe sklepienie. Ktoś inny będzie myślał o odświeżeniu koloru.

– Ciekawe, komu przydzielą ten pokój... – zastanawiał się głośno.

– Dlaczego mieliby oddać go komuś innemu?

– Podobno Donghae ci wszystko opowiedział. – zauważył, zerkając kątem oka na przyjaciela.

– Mówił mi, mówił, ale dalej trudno mi w to uwierzyć – odparł młodszy, siadając obok blondyna. – Naprawdę zostałeś książęcym rycerzem?

– Oficjalnie jeszcze nie.

– Kiedy?

– Jutro.

– To fantastycznie, Gunhee! – Hyukjae zacisnął palce na ramieniu leżącego mężczyzny. Podekscytowanie było wyraźnie widoczne w jego oczach. – Jestem z ciebie dumny!

– Nie wiem, czy to rzeczywiście takie fantastyczne, Hyukkie... – szepnął Gunhee, zakrywając oczy przedramieniem.

Jedyne, czego teraz pragnął, to sen. Głęboki, długi i pozbawiony marzeń. Czuł się zmęczony, zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Nie rozumiał, dlaczego – przecież po wolnym dniu powinien być wypoczęty i mieć energię do dalszej pracy. Jednakże czuł się, jakby przebiegł wiele kilometrów bez możliwości odpoczynku, jednocześnie będąc zmuszanym do rozwiązywania skomplikowanych zagadnień matematycznych.

Chciał zasnąć lub chociaż cofnąć się w czasie. Wtedy być może podjąłby inne decyzje, dzięki którym nie znalazłby się w sytuacji, w której obecnie tkwił.

– Dlaczego nie? – zdziwił się Hyuk – Dostałeś to, o czym wielu rycerzy może jedynie marzyć! Masz pojęcie, ilu z nas chciałoby znaleźć się na twoim miejscu? Być królewskim rycerzem, być tym, który chroni członka rodziny królewskiej, przecież to zaszczyt...!

– Wiem, Hyukjae! –  Gunhee poderwał się z posłania i podszedł do okna. Oparł dłonie o parapet, wyglądając na zewnątrz. Plac był już pusty. – Wiem, że to zaszczyt. Sam nawet wiele razy wyobrażałem sobie taką sytuację...

– Więc w czym problem? – zapytał Eunhyuk. – Przeniesiesz się do pałacu, gdzie będzie ci o wiele wygodniej niż tutaj, dostaniesz większe wynagrodzenie, podniesie się twoja ranga jako rycerza. Czego chcieć więcej? Ach... – przyszło mu nagle do głowy – myślisz o tamtym chłopaku, którego poznałeś na targu? Myślisz. – odpowiedział sobie na pytanie, widząc jak przyjaciel spiął się na jego wspomnienie. – Książę podobno jest całkiem rozsądną i dobrą osobą, na pewno pozwoli ci się z nim widywać, jeśli tylko go poprosisz...

– Nie będzie musiał mi pozwalać – mruknął pod nosem.

– ...?

– Ten chłopak... – Gunhee zawahał się na moment, nie będąc pewnym, czy powinien mówić o tym przyjacielowi – Heenim... On nie powiedział mi, kim naprawdę jest.

– Co masz na myśli? – dotychczas obecny na twarzy Eunhyuka uśmiech zniknął, kiedy mężczyzna wyczuł powagę w głosie przyjaciela.

– Heenim to nie jest jego prawdziwe imię. Ma na imię Heechul.

Hyukjae zamarł, kiedy dotarło do niego znaczenie słów starszego. Przez dłuższą chwilę nie odzywał się, usiłując zebrać myśli. Kiedy w końcu mu się to udało, spytał:

– Twój Heenim to nasz książę?

– Tak.

– Przez trzy miesiące spotykałeś się z księciem?!

– Nie krzycz – Gunhee odwrócił się do niego i splótł ramiona na piersi, spoglądając na towarzysza. – Nie miałem pojęcia, kim jest. Ja też nie powiedziałem mu, że jestem rycerzem. Przez cały ten czas mieliśmy cichą umowę, że nie pytamy o swoje pochodzenie. Dowiedziałem się dopiero dzisiaj, podczas tego napadu.

– O bogowie... – Hyuk przeczesał włosy palcami. Nagle to on poczuł się zmęczony. – Co teraz zrobisz?

– Rozmawiałem z nim już o tym – ponownie usiadł na łóżku – i powiedziałem, że od jutra będę go traktował tak, jak rycerz powinien traktować swojego księcia.

Hyukjae zamilknął na chwilę, mierząc towarzysza spojrzeniem.

– Nie żebym się tego nie spodziewał... – zaczął – chociaż muszę przyznać, że to nie było to, co myślałem, że od ciebie usłyszę.

– Sądziłeś, że co zrobię? – zapytał z rosnącą irytacją Gunhee. – Padnę przed nim na kolana z bukietem róż?

– Myślę, że by się nie obraził – zaśmiał się krótko – ale tak, coś w tym stylu. Powiedz mi, co do niego czujesz?

– Do księcia?

Hyuk pokiwał głową.

– Nie wiem. Jeszcze kilka godzin temu... – uciął.

Hyukjae położył dłoń na plecach przyjaciela, chcąc go jakoś w ten sposób wesprzeć. Mógł sobie jedynie wyobrażać, jak Gunhee się czuł w obecnej sytuacji. Gdyby to samo spotkało jego i Donghae, sam nie wiedziałby, co robić.

– Miałem go zaprosić na kolację, tak jak mi mówiłeś – szepnął – ale zanim zdążyłem to zrobić, na plac wpadli tamci bandyci. Później audiencja u króla... Nie wiem, mam mętlik w głowie.

Schował twarz w dłoniach. Miał wrażenie, jakby znów był dzieckiem – zagubionym, nie znającym świata poza granicami własnego podwórka. Dzieckiem, które z każdym problemem biegnie do matki, jedynej godnej zaufania osoby.

Ale tym razem nie miał przy sobie rodzica, u którego mógłby się schować przed całym światem. Nikt nie przeżyje jego życia za niego. Był dorosły. Musiał podejmować własne decyzje.

Po dłuższej chwili, podczas której pozwolił sobie na chwilę słabości w obecności przyjaciela, wyprostował się i wstał.

– Muszę się spakować – oznajmił

– Kiedy przenosisz się do zamku? – chciał wiedzieć Hyuk.

– Jutro, tak sądzę.

Gunhee sięgnął po wrzuconą na szafę pojemną torbę podróżną. Otrzepawszy ją z kurzu, odłożył ją na ziemię i odwrócił się w stronę stojącej w rogu pokoju szafy. Starał się zignorować wbite w swoje plecy spojrzenie przyjaciela, tak różne od tego, które było obecne w jego oczach jeszcze kilka chwil wcześniej. Wtedy młodszy był podekscytowany za nich dwóch, teraz na jego twarzy wymalowane było zmartwienie.



***

Koń zarżał cicho, zwracając na siebie uwagę ludzi dookoła. Blondyn pociągnął za wodze, zmuszając zwierzę do przyspieszenia tempa. Nie chciał być na widoku ani chwili dłużej, bojąc się potencjalnych plotek. Chociaż, czego on się spodziewał? Ludzie gadali od zawsze, a samotny rycerz, zmierzający w stronę zamku z pakunkiem pełnym ubrań był wręcz idealnym tematem do rozmów.

Starał się nie patrzeć na mijanych mieszczan, doskonale wiedząc, o czym myślą. Wieści szybko się roznoszą. Nie wątpił, że był już kojarzony z wydarzeniem, które wcześniej miało miejsce pod bramą. Zaklął w duchu na to wspomnienie, ciesząc się, że się tam wtedy znalazł, a jednocześnie nienawidząc tego faktu. Gdyby tylko wrócili wcześniej, gdyby rozdzielili się choć parę minut przed napadem, wszystko wyglądałoby teraz zupełnie inaczej.

Gunhee nie był pewien swoich uczuć. Oczywiście, poznanie prawdy, nawet tej najgorszej, jest zawsze lepszą opcją, jednak wcale nie czuł się dobrze. A może wolałby dalej żyć w kłamstwie? wiedział tego też nie był pewien. Zbyt wiele rzeczy się zmieniło w tak krótkim czasie, by mógł się w tym wszystkim od razu odnaleźć. Jeszcze dobę temu był dowódcą jednego z oddziałów strażniczych i zastanawiał się, w jaki sposób zaprosić Heenima na oficjalną kolację, a tu okazało się, że w ciągu kilku kolejnych godzin zostanie pasowany przez samego króla na osobistego rycerza następcy tronu.

Powoli zaczynało mu się od tego kręcić w głowie.

Przekroczywszy bramę, zatrzymał się i rozejrzał dookoła. Ze względu na panujący wieczorem półmrok, nie mógł poprzedniego dnia dobrze przyjrzeć się terenom otaczającym zamek. Teraz wszystko było skąpane w porannym słońcu.

Mężczyzna nie miał jednak głowy do podziwiania architektury. W innych okolicznościach zapewne nie byłby w stanie oderwać wzroku od imponujących ogrodów, strzelistych, wysmuklających zamek wież… Ale nie dziś.

Koń prychnął cicho i trącił nosem ramię swego jeźdźca, wyrywając go z zamyślenia. Rycerz poklepał zwierzę po długiej szyi. Nie ma co dłużej tu stać, pomyślał i ruszył w stronę stojącego nieopodal strażnika.

***



– Wyprasowałam pańską koszulę, sir.

Gunhee odwrócił się do młodej służącej. Dziewczyna pomagała mu we wszystkim, odkąd przekroczył próg zamku. Miał szczęście, że była na tyle zorganizowana, by bez większych problemów w tak krótkim czasie dowiedzieć się, która komnata została mu przydzielona, postarać się o sute śniadanie w kuchni a także przygotować przeznaczone na ceremonię szaty.

Posłał jej pełen wdzięczności uśmiech.

– Dziękuję – odrzekł, przyjmując śnieżnobiałe odzienie. – Bez ciebie z niczym nie dałbym sobie dzisiaj rady.

– To moja praca, sir – zaśmiała się – Pomóc panu się przebrać?

– Dziękuję, nie trzeba.

Służka pokłoniła się i opuściła komnatę, cichutko zamykając za sobą drzwi.

Rycerz przymknął powieki. Przez moment stał w bezruchu, jakby poddając się panującej w pomieszczeniu ciszy, po czym zaczął się powoli rozbierać. Odkładając na łóżko ubrania, w których przyszedł, a na ich miejsce przywdziewając te odświętne, starał się nie myśleć o niczym związanym z tym miejscem. Ani o zamku, ani o królu, ani tym bardziej o Heenimie.

Będą zaprzątać mu umysł po ceremonii. Chciał nacieszyć się samotnością i przez tych kilka ostatnich chwil mieć spokój.



***

Promienie wpadającego przez okna słońca połaskotały go w policzek, przypominając swym ciepłem o uśmiechu, który bez jego woli spłynął z jego twarzy. Gunhee podał rękę kolejnemu nieznanemu mu mężczyźnie. Od dłuższego czasu przyjmował mniej lub bardziej szczere gratulacje od zaproszonych przez króla dworzan i obecnych akurat na zamku hrabiów. Niestety, niewielu żołnierzy z gwardii królewskiej pojawiło się w sali tronowej. Był tym faktem nieco zawiedziony. Liczył, że zobaczy któregoś ze swoich przyjaciół, ale najwyraźniej byli zajęci swymi obowiązkami.

Gunhee zlustrował wzrokiem salę, w której się znajdowali. Niecałą godzinę temu ich wysokości, on oraz reszta obecnych przenieśli się do jednej z przylegających do sali tronowej komnat. Była wystarczająco duża, by służba mogła ustawić kilka długich stołów, na których spoczywały talerze i półmiski pełne kusząco wyglądających potraw. Rycerz robił się głodny od samego patrzenia na nie.

Po wymienieniu ostatnich uprzejmości ze swoim dotychczasowym rozmówcą, blondyn podszedł do jednego ze stołów. Poczęstował się wciąż ciepłym i parującym kurczakiem.

Mężczyzna był wdzięczny królowi, że nie przesadził w swojej chęci wyrażenia wdzięczności i zadbał o kameralny klimat. Nie było potrzeby, by afiszować się skutkiem ostatnich wydarzeń, jakim było pasowanie na książęcego rycerza. Gunhee docenił fakt, że władca podzielał jego zdanie.

Oczy blondyna powędrowały do kolejnego stołu, przy którym stał król wraz z synem. Obydwaj na pierwszy rzut oka odstawali od otaczających ich dworzan. Biła z nich niemal namacalna aura władzy i wyższości. Ciężki błękitny płaszcz podbity śnieżnobiałym futrem spływał z ramion władcy, dodając mu powagi i skrywając wiszący u pasa miecz.

Ten sam, którym król pasował go na rycerza swego syna chwilę wcześniej.



Przyklęknął na jedno kolano i pochylił głowę. Dopiero słysząc znajomy dźwięk klingi wyciąganej z pochwy, podniósł wzrok na swego pana.

Monarcha trzymał swą broń pewnie, doskonale znając jej ciężar i wyważenie. Z oczu mężczyzny biła powaga, jak i nabyta z wiekiem i doświadczeniem, mądrość.

– Czy przysięgasz wierność jego książęcej mości?



Gunhee spojrzał na młodszego członka rodziny królewskiej. Od zakończenia oficjalnej ceremonii obserwował go kątem oka, tak samo jak otoczenie, jakby w poszukiwaniu potencjalnego niebezpieczeństwa. Wziął sobie do serca obietnicę złożoną królowi.



– Czy będziesz chronił go od każdego zagrożenia, gotów przelać własną krew?



Heechul na moment zerknął w jego stronę, nawiązując kontakt wzrokowy ze swoim nowym rycerzem. Gun nie był w stanie stwierdzić, czy widzi w jego oczach żal, czy jest to zwyczajny chłód, którym brunet obdarzał tego dnia wielu obecnych.



– Czy przyrzekasz bronić honoru księcia, nawet poświęcając swój własny?



Gunhee odetchnął głęboko, kiedy książę odwrócił wzrok.

O tak, będzie stał na straży reputacji swego księcia. A zacznie od stłumienia w sobie każdych cieplejszych, niestosownych uczuć, którymi mógłby go obdarzyć.






***

GUESS WHO'S BACK
(przynajmniej na chwilę)
Przepraszam za tak długą nieobecność, ale uczelnia i ogólnie mówiąc życie mnie trochę przytłoczyły.
Chcę od razu uprzedzić, że kolejny rozdział chwilowo istnieje tylko w mojej głowie, a z powodu sesji mogę nie być w stanie go szybko spisać (a moja beta poprawić), dlatego proszę o jeszcze trochę cierpliwości x.x
Jak ten cały cyrk z egzaminami się skończy, na pewno szybciutko do Was wrócę.
Dziękuję za słowa wsparcia i za to, że mimo wszystko czekacie, to naprawdę wiele dla mnie znaczy *sends hugs*

sobota, 25 lutego 2017

Copper Crown - Rozdział 5

Strużka zimnego potu spłynęła wzdłuż jego pleców, gdy dotarło do niego znaczenie słów Gunhee. Miał ochotę przyłożyć sobie czymś ciężkim w głowę. Powinien był przewidzieć, że skoro do tej pory wszystko szło tak gładko, to prędzej czy później coś się wydarzy. Nie sądził jednak, że aż na taką skalę...!
Wzrok Heechula przypadkowo spoczął na klęczącym dowódcy. Skrzywił się nieznacznie. Skupiony na sobie i swoim towarzyszu całkowicie zapomniał, że nie byli sami.
Tłum, który zebrał się podczas kłótni z bandytami, zdawał się być jeszcze większy. Wszyscy opuścili swoje dotychczasowe miejsca przy stoiskach, zaaferowani powstałą sytuacją. Co jakiś czas można było dosłyszeć ciche rozmowy i powtarzane do tyłu informacje, by stojący z dala od centrum zdarzeń mieszczanie mogli się dowiedzieć, co się dzieje.
Po dłuższej chwili Heechul odchrząknął lekko i spojrzał w dół na kłaniającego się pokornie rycerza:
– Wstań, proszę – powiedział przyciszonym tonem – nie róbmy dodatkowego przedstawienia.
– Oczywiście, mój panie – Donghae podniósł się i poprawił wiszący u jego boku miecz. – Jeśli mogę sobie pozwolić… Co wasza wysokość robi poza murami zamku?
– Spacerowałem.
– Ale tak bez eskorty, książę, to niebezpieczne… – Hee już otwierał usta, jednak dowódca dodał – chyba że Gunhee osłaniał waszą wysokość, wtedy to co innego.
Brunet kątem oka zerknął na stojącego z boku przyjaciela. Mężczyzna milczał, a jego twarz nie zdradzała, o czym myślał. Heechul mimo to czuł, że Gun był zły. Na pierwszy rzut oka blondyn był spokojny, być może przysłuchując się rozmowie. Jednak dobry obserwator niemal od razu zauważyłby zaciśniętą delikatnie szczękę, napięte mięśnie twarzy i oczy, w których skrywał się narastający gniew i rozczarowanie.
Książę nie miał mu tego za złe, ponieważ doskonale rozumiał targające towarzyszem uczucia.
– To, kiedy i z kim wychodzę, nie powinno leżeć w kręgu twoich zainteresowań, dowódco – odparł pozornie opanowanym tonem Heechul. – Na twoim miejscu zastanowiłbym się nad poprawieniem stanu bezpieczeństwa przy głównej bramie.
Donghae spuścił wzrok na bruk pod swoimi stopami. Było mu wstyd. Takie niedopatrzenie podczas jego warty, na dodatek w obecności królewskiego syna…
– Bardzo mi przykro, wasza wysokość…
Heenim odwrócił się od rycerza i nie oglądając się za siebie, skierował się w stronę tłumu, który cofnął się nieco, robiąc mu miejsce. Nawet nie próbował nawiązać kontaktu z Gunhee. Teraz nie mógł sobie na to pozwolić. Nie był już anonimowy. Wszystkie oczy spoczywały na nim, a każde jego słowo zostanie powtórzone dalej. Musiał uważać na swoje gesty, by nie pogarszać sytuacji.
Niech to diabli, pomyślał, mijając oddział rycerzy. Nie tak to sobie wyobrażał.
Nagle jedna z dziewcząt cofnęła się, przypadkiem nadepnęła na rąbek zbyt długiej spódnicy i z cichym piskiem poleciała tuż pod nogi Heechula. Zaskoczony książę automatycznie wyciągnął przed siebie ręce, chroniąc dziewczynę przed upadkiem. Natychmiast pomógł jej wstać.
– Wszystko w porządku? – zapytał. Panienka pokiwała szybko głową, ze wstydu unikając jego wzroku.
– Proszę o wybaczenie, wasza wysokość… Ja nie chciałam…
Heenim zaśmiał się cicho, na co stojący najbliżej niego ludzie wypuścili wstrzymywane w tamtym momencie powietrze. Obawiali się gniewu księcia, widząc jak chłodno potraktował kilka chwil temu dowódcę straży.
– Uważaj na siebie – uśmiechnął się ciepło, delikatnie pogłaskał dziewczynę po jej jasnych włosach, po czym zwrócił się do Donghae. – Możesz zająć się swoimi obowiązkami. Ja wracam do pałacu.
– Pozwól, że cię odprowadzę, panie.
– Nie ma takiej…
– Minho, przejmij proszę dowództwo, póki nie wrócę – rycerz poprosił stojącego obok żołnierza, który posłusznie skinął głową. – Trzech z was pójdzie z nami.
– Wrócę sam, znam drogę – próbował jeszcze Hee, jednak Hae pokręcił głową.
– Nie mogę puścić waszej wysokości samej. Gdyby po drodze wydarzyło się coś złego, zostanę za to pociągnięty do odpowiedzialności. Gunhee, idziesz?
Heechul uważnie przyjrzał się Gunhee. W duchu skarcił się za swoją ślepotę. Jak mógł nie zauważyć tego wcześniej? Dopiero teraz, po poznaniu prawdy, był w stanie dostrzec, jak wszystko w przyjacielu wskazywało na jego profesję. Dumna, wyprostowana postawa, sposób, w jaki opierał dłoń o szeroki pas przy spodniach, skąd mógł w mgnieniu oka sięgnąć do rękojeści miecza… I to spojrzenie – czujne, pełne powagi, uważnie lustrujące otoczenie w poszukiwaniu zagrożenia.
Mężczyzna wręcz emanował aurą wojownika.
Gunhee milczał przez moment, wpatrując się w pozornie spokojnego bruneta. Domyślał się, że książę prawdopodobnie udaje opanowanie. Nie miał stuprocentowej pewności, ale mimo wszystko po całym tym czasie, który spędzili wspólnie, mógł mniej więcej stwierdzić, kiedy przyjaciel udaje. Jego zdaniem Hee był podenerwowany. Zirytował go fakt, że jego tożsamość została odkryta przy mieszczanach, czy sytuacja ze mną? – zastanawiał się Gun
Rycerz kątem oka zerknął na tłum wokół nich. Ludzie z coraz większą ciekawością wpatrywali się w syna swego władcy, szepcząc coś między sobą. Dziewczyna, która nieomal upadła przed Heechulem, czule gładziła przypadkiem przez niego dotkniętą dłoń. Co jakiś czas patrzyła na dziedzica tronu z niemal nabożną czcią, podobnie jak wiele innych osób, stojących bliżej bramy. Wszystko wskazywało na to, że swoją uprzejmością Heenim zyskał uznanie wśród ludu. Inaczej go sobie wyobrażali.
Wrócił spojrzeniem do księcia, którego dyskomfort stawał się coraz bardziej widoczny. W końcu podszedł do Donghae i powiedział cicho:
– Musimy zabrać stąd jego wysokość, za dużo tu ludzi.
Dowódca pokiwał głową i odwrócił się, krzycząc na zbiegowisko, by zrobiło przejście. Chcąc nie chcąc, Heechul podążył za nim, próbując zignorować nieprzyjemne dreszcze biegnące wzdłuż jego kręgosłupa. Czuł na sobie wzrok Gunhee. Czyli jednak zdecydował się im towarzyszyć…
Nie był pewien, czy bardziej się z tego faktu cieszy, czy jest nim załamany.
Uśmiechał się uprzejmie do mijanych po drodze mieszkańców i odpowiadał cichym „dziękuję” na każde dobre słowo, które usłyszał, jednak myślami był zupełnie gdzie indziej. Dopiero, gdy opuszczał targ w eskorcie rycerzy w pełni dotarło do niego, co się wydarzyło w ciągu kilkunastu minut i jakie to może mieć konsekwencje w niedalekiej przyszłości.
Uzbrojeni żołnierze wyprowadzający spadkobiercę tronu odzianego w szaty osoby z niższej warstwy społecznej z placu, na którym nie powinno go być? Gdzie w tym samym czasie doszło do próby rabunku? To nie wyglądało dobrze.
Hee rozejrzał się ukradkiem. Idący po jego bokach żołnierze nie patrzyli na niego, lustrowali wzrokiem otoczenie. Właśnie opuścili teren targu i weszli na jedną z ulic prowadzących do zamku, więc nieograniczeni przez stojących wokół ludzi iść szli, zachowując większy dystans między sobą.
Przemknęło mu przez myśl, że mógłby po cichu się wycofać, przejść między żołnierzami, a potem ukryć się między budynkami i zniknąć, jednak szybko porzucił ten pomysł. Każdy jego gwałtowniejszy ruch przyciągnąłby uwagę eskortujących go mężczyzn, a dodatkowe problemy związane z ucieczką własnym rycerzom nie przyniosłaby mu niczego dobrego.
Niech to, pomyślał coraz bardziej zdenerwowany. Jeśli wejdę w taki sposób do środka…
– Dowódco – odezwał się podniesionym głosem, ściągając na siebie spojrzenie podążającego z przodu rycerza – mogę prosić na chwilę?
– Oczywiście, mój panie. – Donghae cofnął się do księcia. – Czy coś się stało?
– Zastanawiam się, czy to wszystko jest potrzebne.
– Co dokładnie, panie?
– To – Chul wykonał nieokreślony gest dłonią. – Doceniam pomoc w wyprowadzeniu mnie z tłumu na targu, jednak nie uważam, żeby dalsza obecność twoja i twoich żołnierzy była potrzebna.
– Ależ panie… – zaczął protestować dowódca, ale uciął, gdy Hee zadał mu pytanie.
– Jak masz na imię?
– Donghae, panie. Lee Donghae.
– Widzisz, Donghae – zaczął – skoro byłem w stanie opuścić zamek bez niczyjej wiedzy, mogę do niego wrócić tą samą drogą. Nie chcę wzbudzać niepotrzebnej sensacji na dworze ani sprawiać problemów twoim ludziom. Możecie wracać do swoich obowiązków.
– Jednakże, będę musiał złożyć przed królem raport z wydarzeń przy bramie, książę – odparł nerwowo rycerz. – Nie mogę waszej wysokości zostawić samego… gdyby król się dowiedział…
Heechul westchnął ciężko.
– Ojciec jest nieobecny, więc większość jego obowiązków przejąłem ja. Byłem tam, więc nie ma potrzeby, żebyś…
– Król wrócił do zamku kilka godzin temu, książę.
Heechul mógłby przysiąc, że jego serce na moment stanęło.
Brunet podniósł wzrok na wznoszący się przed nimi zamek, który choć oddalony jeszcze o kilkanaście minut marszu, nagle zdawał się być przerażająco blisko. Mury wydały mu się ciemniejsze i groźniejsze niż zazwyczaj.
Ukradkiem otarł drżące i delikatnie spocone dłonie o spodnie, próbując się uspokoić i zmuszając do normalnego oddechu. Nie powinien się aż tak denerwować, przecież to jego ojciec, ale zważywszy na obecną sytuację…
Serce łomotało mu w piersi, gdy przechodzili przez główną bramę. Przez moment Hee miał nadzieję, że ciężka krata, spuszczana dla bezpieczeństwa w nocy, w odpowiednim momencie spadnie i oszczędzi mu spotkania z władcą. Niestety, nic takiego się nie stało.
Chul odchrząknął cicho i kiedy był pewien, że głos go nie zawiedzie, rzekł:
– Możesz odejść. Sam złożę raport jego królewskiej mości.
– Nie, panie, ja muszę to zrobić – pokłonił się lekko Donghae. Następnie spojrzał na towarzyszy i dodał: – Pójdziecie ze mną, wy też tam byliście. Gunhee, ty również.
Kiedy rycerze ruszyli w stronę wejścia do sali tronowej, Gunhee odwrócił się na moment i rzucił Heechulowi twarde spojrzenie, na które książę ledwo zauważalnie skinął głową. Dopiero wtedy blondyn i podążył za towarzyszami, zostawiając przyjaciela samego. Sam Hee przez chwilę stał w miejscu, patrząc za nim, póki nie dostrzegł kręcącej się dookoła służby, debatującej nad tym, czy powinna zwrócić na siebie jego uwagę.
Odwrócił się na pięcie,  po czym szybkim krokiem skierował się do jednych z bocznych drzwi.
Podążając w pośpiechu zamkowym korytarzem, całkowicie ignorował zarówno służbę jak i dworzan, oglądających się za nim ze zdziwieniem widocznym na twarzach. Ubiór księcia bez wątpienia wzbudzał swego rodzaju sensację, podobnie jak widoczne na pierwszy rzut oka podenerwowanie.
Otworzył drzwi do swej sypialni i zatrzasnął je głośno, chcąc w ten sposób dać upust buzującym w nim negatywnym emocjom. Rzucił się na łóżko i schował twarz w poduszce. Pragnął odciąć się od świata zewnętrznego. Zapomnieć o wszystkim, co się wydarzyło w ciągu ostatniej godziny. A przede wszystkim chciał uniknąć tego, co nieuchronnie się do niego zbliżało.
Pościel stłumiła przekleństwo, które wydostało się z jego ust. Sama myśl o tym, że Gunhee  znajdował się właśnie w sali tronowej z jego ojcem, o tym, że jego sekretne wyprawy do miasta przestały być tajemnicą… przerażała go. Jednocześnie wzbudzała niewiarygodny gniew. Jak mógł być tak lekkomyślny, jak mógł aż tak opuścić gardę i dać się złapać?! Gdyby się wtedy nie odezwał, być może ta cała sytuacja nie miała nigdy miejsca. Dał się zaskoczyć blondynowi…
No właśnie, Gunhee. Pozostawała jeszcze kwestia Gunhee.
Hee doskonale zrozumiał spojrzenie, którym obdarzył go przyjaciel. „Porozmawiamy później”. Oczywiście, że porozmawiają, Chul był mu winien wyjaśnienia. W końcu dzisiejsza awantura – pomijając próbę rabunku – była jego winą.
Obrócił się na plecy i spojrzał na niewielki hak wbity w sufit, od którego odchodziły warstwy szafirowego materiału. Baldachim był obecnie zebrany i założony schludnie za wezgłowie łóżka, by nie przeszkadzał. Książę lubił go czasami rozłożyć i schować się w środku. Czuł się wtedy, jakby był pod wodą, gdyż materiał był na tyle cienki, żeby było widać do pewnego stopnia, co znajdowało się po drugiej stronie, ale był też na tyle gruby, że padające przez okno światło tworzyło wewnątrz niebieskawą poświatę. Wrażenie to było w pewien sposób ujmujące i uspokajające.
Musiał porozmawiać z Gunhee, i to jak najszybciej. Zbyt polubił jego towarzystwo, by odpuścić. Nawet nie byłby w stanie, mając w pamięci wspólne przechadzki i dzisiejszy piknik. Gun przypadł mu do gustu bardziej niż był gotów przyznać. Chciał chronić tę relację.
Zacisnął bezwiednie pięści, postanawiając, że znajdzie sposób na dalsze widywanie przyjaciela.
Nagle rozległo się ciche pukanie do drzwi.
– Tak? – Heechul usiadł i popatrzył wyczekująco na niską służkę, która stanęła w progu.
– Król wzywa cię do sali tronowej, panie – oznajmiła dziewczyna.
Książę pokiwał głową i odesłał ją. Zrzucił z siebie mieszczańskie szaty i pospiesznie włożył własne. Poprawił szybko włosy i opuścił swe komnaty.
Kilka chwil później znalazł się przed potężnymi, dębowymi drzwiami. Przystanął na moment, by wziąć uspokajający oddech. Mimowolnie przeklął w duchu swój szybki chód. Wcale nie chciał wchodzić tam tak prędko.
Strażnicy broniący wejścia otworzyli przed nim drzwi i odsunęli się na bok. Hee minął ich, starając się uspokoić bijące szybko serce. Dyskretnie otarł pocące się dłonie o bok tuniki.
Pomieszczenie było bardzo przestronne. Podłoga oraz ściany wyłożone białym kamieniem odbijały padające przed wysokie okna promienie słońca, co dodatkowo rozświetlało salę. Pod sufitem w równych odstępach zamocowano długie włócznie, z których zwisał herb królestwa. Gdzieniegdzie poustawiano wysokie pochodnie, obecnie zgaszone ze względu na znajdujące się jeszcze nad horyzontem słońce.
Jego kroki odbijały się echem, gdy bez pośpiechu zbliżał się do zebranego wokół tronu towarzystwa. Donghae wraz z jego podwładnymi i Gunhee stali w odpowiedniej odległości od swego władcy, uważnie słuchając jego słów.
Król nie był już młodym mężczyzną. Jego rzadkie, przyprószone siwizną włosy zebrane były w kucyk nad karkiem. Wokół oczu dostrzegalne były świadczące o wieku zmarszczki, choć Heechul wolał myśleć, że ich przyczyną był często pojawiający się na jego twarzy uśmiech.
Dostrzegłszy podążającego w ich stronę syna, monarcha przerwał swą wypowiedź. Wstał z tronu, wyciągając ręce w jego stronę.
– Synu!
Twarz Chula rozjaśniła się, gdy chwycił delikatnie dłonie ojca, pozwalając się przyciągnąć bliżej.
– Nie wiedziałem, że dzisiaj wrócisz, ojcze – oznajmił książę, odwzajemniając uścisk. – Nie przygotowałem nic na twoje powitanie.
– Narada skończyła się wcześniej i cieszę się, że tak się stało – odparł król, odsuwając się na krok od bruneta. – Doszły mnie słuchy, że byłeś świadkiem ataku przy głównej bramie. Dlaczego tam przebywałeś? Powinieneś być w zamku.
Heechul zerknął kątem oka na stojących nieopodal rycerzy. Gunhee wydał mu się nie mniej spięty od niego samego. Jego uwadze nie umknęło również zaintrygowane spojrzenie blondyna, równie ciekawego odpowiedzi księcia co jego ojciec.
Zdecydował się na częściową prawdę.
– Chciałem przyjrzeć się z bliska życiu naszych poddanych – odpowiedział – lepiej zrozumieć, przez co przechodzą, jakie są ich codzienne troski…
Nie było to kłamstwo, gdyż na samym początku właśnie to było powodem, dla którego Hee siadał na murze i obserwował targujących się mieszczan, później wchodząc między nich. Wolał, by ojciec znał tę część prawdy. Nie musiał wiedzieć, że od pewnego czasu zapoznawanie się ze zwyczajami ludu znajdowało się u niego na drugim planie.
Król, zadowolony z usłyszanej odpowiedzi, pogłaskał swojego jedynaka delikatnie po głowie, obdarzając go czułym uśmiechem.
– Zawsze radowało mnie twoje zaangażowanie, synu. Jestem dumny, że tak się troszczysz o naszych poddanych.
Heechul odetchnął z ulgą, słysząc te słowa.
Władca odsunął się od niego i ponownie spojrzał na obecnych w sali rycerzy.
– Co mnie natomiast niepokoi, to poziom zabezpieczeń przy głównej bramie. Dzisiejszy incydent nie miał prawa się wydarzyć – rzekł stanowczo mężczyzna
– To się więcej nie powtórzy, wasza królewska mość – zapewnił Donghae – osobiście się tym zajmę.
– Dobrze. Co zaś tyczy się ciebie – tu skierował wzrok na milczącego dotąd Gunhee – pozwól mi wyrazić dozgonną wdzięczność.
– To nie jest konieczne, wasza wysokość – skłonił głowę rycerz – wypełniałem tylko swój obowiązek.
– Gdyby nie twoja interwencja, ucierpiałoby wielu niewinnych ludzi. Ochroniłeś także mojego syna – duża dłoń króla spoczęła na ramieniu Heechula i ścisnęła je delikatnie – za co należy ci się nagroda.
Heenim, Gunhee oraz reszta obecnych spojrzała na władcę zaskoczona. Brunet zaczął się zastanawiać, co takiego ojciec chce podarować jego przyjacielowi. Tytuł szlachecki? Mężczyzna już go posiadał, inaczej nie mógłby zostać rycerzem. Ziemię? Złoto?
– Zostaniesz mianowany na rycerza jego książęcej mości.
– Słucham? – wyrwało się zszokowanemu Heechulowi. Jaki rycerz? Dlaczego miałby mieć osobistego rycerza?
– Wasza królewska mość – wydusił będący w podobnym do przyjaciela stanie Gunhee – nie potrafię wyrazić, jak wdzięczny jestem za tę propozycję, jednakże nie uważam, że jest to konieczne…
– Jest – uciął król, zasiadając na tronie. – Powierzenie ci tej funkcji będzie równoznaczne z podniesieniem twojego statusu społecznego, co uważam za odpowiednie wynagrodzenie za twoje zasługi. Ponadto – kontynuował – może się zdarzyć, iż w najbliższym czasie będę musiał często podróżować. Wielu zamachowców czyha na życie mojego syna i muszę zadbać o jego bezpieczeństwo. Czuję, że mogę ci zaufać, Gunhee. Mylę się?
Gun pokręcił wolno głową. Nigdy nie zawiódłby swego króla. Prędzej sam rzuciłby się w przepaść niż zdradził.
– W takim razie postanowione – klasnął w dłonie władca, ukontentowany. – Jutro z samego rana zostaniesz pasowany na książęcego rycerza. A teraz możecie wszyscy odejść. Heechulu – zwrócił się do syna – póki słońce jeszcze nie zaszło, może pokażesz swojemu rycerzowi tereny wokół zamku?
– Oczywiście, ojcze.
***
Szli w milczeniu, nawet na siebie nie patrząc. Heechul, poza krótkimi uwagami na temat mijanego w danym momencie miejsca, nie odezwał się ani razu. Jego towarzysz podobnie. Odkąd opuścili salę tronową i pożegnali się z pozostałymi rycerzami, nie zamienili ani jednego zdania na temat, który dręczył ich od kilku godzin.
W ogrodzie, przez który właśnie przechodzili, panował półmrok. Chul rozejrzał się wokół. Znajdowali się na tyłach zamku. O tej porze nikt już się tam nie zapuszczał. Byli sami.
Lepszej okazji nie będzie, uznał, po czym odwrócił się w stronę przyjaciela i rzucił:
– Chyba powinniśmy porozmawiać, nie sądzisz? Spokojnie, nikogo tu nie ma – dodał, widząc niepewny wzrok towarzysza.
Gunhee westchnął ciężko, składając ramiona na piersi. Milczał przez moment, jakby chcąc się przekonać, czy ktoś zaraz nie wyskoczy zza rogu i ich przyłapie na rozmowie, która nie powinna się między nimi wydarzyć, ale nic takiego się nie stało.
– Powinniśmy – przyznał i po chwili spytał wprost: – Chciałeś mi powiedzieć, kim jesteś? Czy zamierzałeś kłamać do samego końca?
Hee widział w jego oczach, jak bardzo był zawiedziony. Czuł się z tego powodu winny, ale miał mu do zarzucenia to samo. Impulsywny charakter nie pozwolił mu ugryźć się w język.
– Mógłbym zadać ci to samo pytanie.
– Byłem pierwszy. Odpowiedz – zażądał
– Powiedziałbym ci. Nie wiem, kiedy, ale zamierzałem to zrobić. A ty?
– Chciałem ci powiedzieć. Przy następnym spotkaniu – uściślił Gunhee.
Ponownie zapadła cisza, przerywana jedynie dźwiękiem świerszczy, grających gdzieś w trawie i budzących się do życia nocnych zwierząt. Było już całkowicie ciemno i mężczyźni widzieli swoje twarze tylko dzięki światłu z położonej nieopodal kuchni.
– Co teraz…? – zapytał cicho Heechul
– Z czym?
– Z nami.
Gun przeczesał jasne włosy palcami, odmawiając spojrzenia w pełne zarówno nadziei jak i strachu oczy bruneta. Nie chciał, by wyszły na jaw targające nim emocje. Wcześniej być może nie zwróciłby na to uwagi, ale teraz…
– Jesteś księciem a ja mam zostać twoim rycerzem – Gunhee mówił powoli, ważąc każde słowo – nie mogę zachowywać się wobec ciebie tak, jak wcześniej. Nie jesteś Heenimem. Jesteś Heechulem, synem mojego króla. – Dopiero wtedy podniósł wzrok. – Nie jestem nawet pewien, czy cię znam, jak mogę rozmawiać z tobą w taki sam sposób?
– Znasz – szepnął Hee, czując nieprzyjemny uścisk w piersi. Słowa mężczyzny zabolały. – Skłamałem tylko na temat tego, kim jestem. Cała reszta jest prawdą.
– To nie ma znaczenia – rycerz odwrócił się i zanim odszedł, dodał – od jutra będę rozmawiał z tobą jak przystało, wasza książęca mość.

Heechul jeszcze długo wpatrywał się w miejsce, w którym stał Gunhee, zaciskając mocno dłonie w pięści i próbując zwalczyć niezrozumiałe dla niego uczucie, które wkradało się w każdą komórkę jego ciała, sprawiając ból.

sobota, 11 lutego 2017

Copper Crown - Rozdział 4

– A więc...
Heechul podniósł wzrok na towarzysza. Do tej pory obydwaj szli w milczeniu, obserwując ludzi dookoła.
– Dzisiaj mijają trzy miesiące od naszego pierwszego spotkania – oznajmił Gunhee, lekko się do niego uśmiechając.
– Liczyłeś? – roześmiał się książę, sięgając do trzymanej w ręce torebki po śliwkę.
– Nie bardzo – blondyn również wziął do ręki niewielki owoc – ale o ile dobrze pamiętam, pierwszy raz wpadliśmy na siebie z początkiem czerwca.
Hee pokiwał wolno głową, przyznając mu rację.
Nie zdawał sobie sprawy, że to trwa już tak długo.
Złapał się na tym, że pod nieobecność ojca starał się wykonywać powierzone sobie obowiązki jak najszybciej się da. Nie tylko dlatego, by jego poddani nie musieli czekać na wydanie decyzji – co oczywiście było dla niego, jako przyszłego monarchy, najważniejsze – ale również po to, by móc regularnie wymykać się z zamku na spotkania z idącym właśnie obok niego mężczyzną.
Postronny obserwator mógłby rzec, że Heechul miał kochanka, ale on sam patrzył na to zupełnie inaczej. Ostatnio zaczął się zastanawiać, kim stał się dla niego Gunhee przez te trzy miesiące. Prawdopodobnie kimś w rodzaju przyjaciela. W tym krótkim czasie spędzonym razem książę, wbrew początkowym postanowieniom, nauczył się ufać blondynowi do pewnego stopnia. I nawet, jeśli nie mógł mu otwarcie o sobie opowiadać i musiał przedstawić się pseudonimem i wielokrotnie posługiwać się zagadkami... opinia blondyna była dla niego istotna. Mężczyzna był inteligentny i wyrozumiały. Zresztą, on także ukrywał pewne fakty o swoim życiu i Heechul doskonale zdawał sobie z tego sprawę – jednakże w ich sytuacji żadnemu z nich to nie przeszkadzało. Chul wiedział, że Gunhee również wyczuł lekką nieszczerość z jego strony. Mimo to obydwaj zbyt cenili sobie czas spędzony razem, by zwracać na to większą uwagę.
Na wszystko przyjdzie pora, postanowił książę. Kiedyś mu powiem, kim jestem. Na pewno.
– Masz dobrą pamięć – pochwalił Hee, odwzajemniając uśmiech. – Tyle czasu tu razem spędziliśmy...
– Właśnie, ciągle jesteśmy tylko na terenie placu. Może wybierzemy się w jakieś inne miejsce? – zaproponował nagle Gunhee, zatrzymując go.
Brunet zatopił zęby w śliwce, zastanawiając się przez moment nad słowami towarzysza.
– Przecież chodzimy też na błonia – zauważył.
– Miałem na myśli pola za murami zamku.
Heechul przełknął owoc, gorączkowo zastanawiając się nad propozycją towarzysza. Bardzo rzadko zdarzało mu się wychodzić poza granice miasta samemu, bez eskorty. Czy to nie byłoby nierozsądne? Ktoś mógłby go napaść, porwać... Ale, z drugiej strony, nie przywdział królewskiego odzienia, a szlacheckie. Poza tym miał kaptur, więc nikt nie powinien być w stanie go rozpoznać. No i nie był sam, tylko z Gunhee.
Hee przekalkulował sobie wszystko jeszcze raz i dopiero wtedy odpowiedział:
– Masz jakieś konkretne miejsce na myśli? Nie znam za dobrze tamtych terenów.
Gun uśmiechnął się szeroko, słysząc zadowalającą go odpowiedź.
– Chodź ze mną – odparł i chwycił bruneta pod ramię, ciągnąc go delikatnie w stronę głównej bramy.
Rycerzowi niezwykle zależało, żeby wyjść poza granice miasta. Bardzo często chodził tam w pojedynkę albo z najbliższymi przyjaciółmi, więc doskonale wiedział, gdzie znajdują się miejsca warte odwiedzenia. Miał powoli dosyć poruszania się ciągle po tej samej trasie. Obydwaj znali na pamięć targ i wszystkie znajdujące się na nim stragany. Nie było tam już nic, co mogłoby ich zaskoczyć lub wzbudzić zainteresowanie. Właśnie dlatego przenieśli się na błonia obok… ale tam też zdążyło mu się już znudzić.
Ponadto, Gunhee poprzedniego wieczora odbył ciekawą rozmowę z Eunhyukiem. Młodszy rycerz, widząc jak na samo wspomnienie Heenima pojawia się błysk w jego oczach, żywo zachęcał go do zaproszenia tajemniczego młodzieńca na kolację. Blondynowi chciało się z początku śmiać na słowo „randka”, ale ostatecznie wziął sobie tę radę do serca. Hyuk wiedział, o czym mówi, przechodził prawie dokładnie to samo z Donghae nie tak dawno temu.
Heechul naciągnął mocniej kaptur, przekraczając granicę wyznaczoną przez najwyższe i najgrubsze mury miasta. Przez moment czuł niepokój, ale szybko przywołał się do porządku. Nie był już dzieckiem, żeby bać się wychodzenia na zewnątrz. Spojrzał na obejmujące jego dłoń palce blondyna i uśmiechnął się leciutko. Widok ten rozwiał wszelkie wątpliwości, jakie jeszcze znajdowały swoje miejsce w jego umyśle, choć nie miał pojęcia, dlaczego.
– Dokąd idziemy? – spytał Heenim, nie mogąc powstrzymać swojej ciekawskiej strony.
– Zobaczysz.
– Powiedz mi.
– Dowiesz się na miejscu.
– Dlaczego taki jesteś? – jęknął brunet, na co drugi mężczyzna zachichotał. – Nie śmiej się ze mnie!
– Wybacz, ale to wyglądasz uroczo, kiedy się tak niecierpliwisz – Gunhee odwrócił się do niego na moment, ukazując swoje rozbawione oczy. – Nie mogłem sobie odmówić tej przyjemności.
Heechul prychnął pod nosem.
– Ktoś inny mógłby pomyśleć, że masz jakieś niemoralne plany wobec mnie. Lepiej uważaj.
– "Ktoś inny"? Więc ty uważasz inaczej? – Gun zdawał sobie sprawę, że to może tak wyglądać i chciał wiedzieć, co o tym myśli Heenim. Na odpowiedź nie musiał czekać długo.
– Nie – odparł książę pewnym siebie tonem.
– Jesteś pewien? – zażartował.
– Myślę, że bym sobie z tobą poradził.
– Nie sądzę, ale w porządku, możesz tak sądzić.
Hee zmarszczył brwi, ale ugryzł się w język i postanowił pozostawić to bez komentarza. Jego towarzysz nie musiał przecież wiedzieć, że jednymi z nielicznych zaklęć, którymi był w stanie się posługiwać, były te, które umożliwiały skuteczną obronę. Najlepiej, żeby w ogóle nie był świadom tego faktu.
– Poza tym, poznałem cię już na tyle, żeby wiedzieć, że nikomu nie zrobiłbyś umyślnie krzywdy – dodał brunet.
Gunhee zwolnił kroku i odwrócił się, z zainteresowaniem spoglądając na Chula.
– Trzy miesiące to twoim zdaniem wystarczająco dużo, by kogoś tak dobrze poznać? – chciał wiedzieć.
– Nie tak dogłębnie, jak przyjaciela – odrzekł książę, zastanawiając się nad każdym słowem – ale wystarczająco dobrze, by móc zauważyć, jakim typem osoby ten ktoś jest.
– Zatem kim według ciebie jestem?
Od jego odpowiedzi zależy to, co dzisiaj zrobię, postanowił Gunhee z drżącym sercem, czekając na kolejne słowa bruneta. Po tym, co usłyszę, zdecyduję, co dalej.
– Jesteś... – przerwał Hee, sprawiając, że rycerz nieświadomie wstrzymał oddech – jesteś dobrą osobą. Godną zaufania; taką, z którą nie obawiałbym się zbłądzić późną nocą w lesie.
– Cieszę się, że masz o mnie tak dobre mniemanie – odparł blondyn, wznawiając wędrówkę.
– Mylę się?
– Nie wiem, jak zachowałbym się z tobą sam w ciemnym lesie – zażartował – ale na pewno nie krzywdzę nikogo bez powodu.
Heechul już otwierał usta, chcąc zapytać, czy zdarzało mu się zadać komuś ból celowo, ale w ostatniej chwili się powstrzymał, czując pod skórą, że i tak nie otrzyma odpowiedzi. Miał wrażenie, że to pytanie wiązało się z ukrywaną przez towarzysza profesją i odrobinę go to niepokoiło... ale nie był hipokrytą. Skoro on opowiadał o sobie, udzielając jedynie szczątkowych informacji, nie może mieć do Gunhee pretensji o identyczne traktowanie.
Chwilę później zatrzymali się przy wielkim dębie. Szeroko rozstawione konary drzewa rzucały sporych rozmiarów cień, w którym mogłoby ukryć się nawet kilkanaście osób.
Gunhee puścił rękę Hee i sięgnął do dołu znajdującego się między korzeniami. Heechul zbliżył się do niego, ciekawy.
Zaśmiał się, widząc co mężczyzna trzymał właśnie w ręce.
– Przygotowałeś kosz piknikowy? – niedowierzał Hee.
– Z małą pomocą zaprzyjaźnionej właścicielki jednej z karczm. – Gun podniósł się i odwrócił twarzą do Heechula. – Co ty na to? Zjesz ze mną podwieczorek?
Książę pokiwał ochoczo głową. Podszedł bliżej i odsunął serwetkę, odsłaniając zawartość kosza. W środku znajdował się chleb, kilka serów, niewielkie pomidorki, a także butelka wina.
– Czy to jest...? – wskazał na zawiniątko leżące obok krążka sera. Dotknął go palcem. Było ciepłe.
– Mięso, tak.
Blondyn postawił wszystko na ziemi i podał Heechulowi wyjęty chwilę wcześniej koc. Brunet rozłożył go na trawie i pomógł wyciągać wszystko z kosza.
– Kiedy to wszystko przygotowałeś?
– Zapakowałem to wszystko wcześnie rano – odpowiedział Gunhee, wyciągając nóż do mięsa. – Ale mięso odebrał mój przyjaciel i on to tu ukrył. Gdybym ja miał to zrobić, byłoby już zimne. Podoba ci się? – spojrzał na towarzysza kątem oka, zastanawiając się, czy nie przesadził i czy to nie jest za duża zmiana. Może powinni byli pozostać przy spacerach po targu...
Odetchnął z ulgą, kiedy Heechul uśmiechnął się szeroko. Rycerz lubił ten uśmiech.
Sam Hee natomiast musiał przyznać, że ten gest zrobił na nim wrażenie. Tak naprawdę jeszcze nikt nigdy nie zaprosił go na prawdziwy piknik. Nie mógł w ten sposób nazywać małych, królewskich przyjęć w ogrodzie, podczas których służba roznosiła kieliszki z odpowiednim trunkiem do podawanych dań, położonych wcześniej w kryształowych misach na poustawianych tu i ówdzie stołach. Nie, to nie był piknik. Brakowało tam swobodnej atmosfery, którą teraz mógł cieszyć się książę. Gunhee nie wymagał od niego etykiety dziedzica tronu. Jedyne, na czym musiał się teraz skupić, to przyjemne spędzenie czasu z rozwijającym pakunki z jedzeniem blondynem.
– Bardzo mi się podoba – powiedział Hee, sięgając po nóż do sera. – Nigdy wcześniej nie byłem na pikniku.
– Nie? – Gunhee wyciągnął ostre narzędzie z ręki towarzysza, samemu zajmując się krojeniem przysmaku. – Twoja rodzina nigdy nie zabierała cię na łąkę?
Heechul pokręcił głową, wbijając wzrok w przecinające ser ostrze.
– Urządzali tylko skromne przyjęcia w ogrodzie dla sąsiadów i znajomych – odparł brunet, krzywiąc się w duchu, że musiał tak nazwać najbardziej wpływowych hrabiów i delegatów z sąsiednich krain.
– A przyjaciele?
– Nigdy nie przyszło nam to do głowy – przyznał Chul. To nie tak, że nie chciał pójść z kimś na piknik, bo gdyby się uparł, to może i byłby w stanie znaleźć na to czas, ale tak naprawdę ani jemu, ani Wheein, ani nawet bywającemu od czasu do czasu na dworze kuzynowi chłopaka nigdy nie przyszło do głowy, żeby sobie coś takiego zorganizować.
– To brzmi, jakbyś żył w zamkniętym środowisku, Heenim – rzucił nieco ryzykownie Gunhee, podając drugiemu mężczyźnie kawałek pomidora.
Obowiązywała ich niewypowiedziana umowa, żeby nie zadawać sobie pytań na niewygodne tematy. W przypadku Hee była to rodzina, jednak tym razem rycerz nie mógł powstrzymać ciekawości. Właściwie nie spytał go o nic niewygodnego... jego zdaniem było to dosyć neutralne pytanie. Może nawet bardziej stwierdzenie.
– Trochę tak było.
– Teraz już nie jest? – książę zawahał się, ale ostatecznie zaprzeczył.
– Teraz żyję w ten sposób poniekąd na własne życzenie. A ty? Wydajesz się być osobą, która często wybiera się na pikniki.
Gunhee zrozumiał jego intencje. "Nie drąż tematu". Nie zamierzał, tyle informacji na razie mu wystarczyło.
Na samym początku Heenim nie mówił wiele, na zadawane mu pytania najczęściej odpowiadał zdawkowym tonem albo rzucał jakiś ostry komentarz. O sobie nie mówił nic. Dopiero z czasem zaczął się otwierać, udzielając mu o sobie coraz więcej informacji, przy czym cały czas zdawał się pilnować, jakie słowa opuszczają jego usta. Cóż, tę samą strategię przyjął rycerz, jednak on przywykł do mówienia o sobie jako pierwszy, wiedząc, że to zachęca towarzysza do robienia tego samego. A czynił tak, odkąd zaczął się bardziej interesować kosztującym obecnie świeżego sera brunetem.
– Kiedy moi rodzice żyli – opowiadał, wyciągając z kosza niewielkie kieliszki na wino – raz na miesiąc, czasami częściej, jeśli było lato, zbierali się z rodzinami z sąsiedztwa i razem szli jeść podwieczorek na jedną z łąk, będącą bliżej lasu. Wyobraź sobie siedzących na kocach dorosłych, jedzących i dyskutujących na przeróżne tematy oraz ich dzieciaki biegające dookoła i wywracające się nawzajem – zaśmiał się.
– Brzmi przyjemnie...
Heechul spojrzał na mocującego się z korkiem Gunhee. Po krótkiej chwili mężczyzna nalewał wino do kieliszków i podał mu jeden z nich. Podziękował mu uśmiechem. To, o czym opowiadał Gunhee brzmiało dla niego tak nierealnie, jakby wzięte było żywcem z zupełnie innej rzeczywistości. On sam nie mógł tak swobodnie biegać sobie z innymi dziećmi, gdy był mały. Owszem, czasami bawił się z pociechami hrabiów, którzy przyjeżdżali na audiencję do jego ojca, ale jedyną osobą w jego wieku, która zawsze znajdowała się w pobliżu, była młodsza czarodziejka. Niestety, zawsze pilnowano, by nie zrobili sobie krzywdy podczas zabawy, a to sprawiało, że nie mogli robić wszystkiego, na co mieli ochotę.
– Skąd w ogóle pomysł na piknik? – zapytał Heechul, po czym wziął niewielki łyk wina. – Dobre.
– Sam nie wiem... Byłem już trochę zmęczony tym, że ciągle jesteśmy na targu. Niby czasami wychodziliśmy na błonia obok, ale właściwie na jedno wychodzi.. Tam też przebywa mnóstwo ludzi. Tu jestem z tobą sam... Spokojnie, nie mam wobec ciebie żadnych złych zamiarów! – roześmiał się nieco nerwowo Gun. – Tu jest po prostu cisza, nie ma nikogo, kto mógłby nas podsłuchać a ja... chciałbym cię lepiej poznać.
Hee nie odpowiedział, spoglądając badawczym wzrokiem na wzrokiem Gunhee. Jednocześnie jego umysł wykonywał rachunek zysków i strat. Jeśli teraz się z nim zgodzi, będzie musiał liczyć się z tym, że kiedyś nadejdzie moment, w którym nie będzie mógł dalej kłamać w kwestii swojego pochodzenia. Ale jeśli odmówi, straci szansę na... przyjaciela? Cóż, na pewno wymknie mu się z rąk to, co ma w tym momencie, czyli jedna z niewielu osób, przy których nie obawia się rozluźnić.
Tylko czy mężczyzna nie przestanie go traktować jak równego sobie, jeśli się dowie, że rozmawia ze swoim przyszłym władcą?
Dla Heechula odpowiedź w tamtym momencie była tylko jedna.
– Ja też chciałbym cię lepiej poznać, Gunhee.

***
Słońce chyliło się już ku zachodowi, kiedy postanowili posprzątać i wrócić do miasta. Brunet chciał pomóc zanieść wszystko z powrotem, nawet jeśli tylko na plac, jednak Gunhee uznał, że na razie zostawią wszystko w dziupli dębu i później po to wróci.
Rycerz nie mógł nie zauważyć niewielkiego uśmiechu, który nieustannie majaczył na ustach Heechula. Odkąd powiedzieli sobie wprost, że są zainteresowani sobą nawzajem – nawet jeśli chodziło tylko o przyjaźń – obydwaj byli w wyśmienitym humorze.
Przechodząc przez bramę główną, zerknął kątem oka na podążającego obok młodzieńca. Przeszło mu przez myśl, że to idealny moment, żeby sprawdzić, jak daleko może się posunąć z tą znajomością. Czy to może być tylko przyjaźń, czy jednak…
Gunhee pytał sam siebie w myślach, czy jego zainteresowanie brunetem jest aż tak wielkie i szybsze bicie serca dało mu na to odpowiedź.
– Heenim…
Hee zatrzymał się przed pierwszymi straganami i spojrzał na niego pytająco.
– Zastanawiałem się tylko, czy… skoro tak dobrze nam się dziś rozmawiało…
Po prostu zaproś go na cholerną kolację! – wydarł się na siebie w duchu.
– Nie chciałbyś może…
Jego dalsze słowa zagłuszyły głośne krzyki stojących nieopodal kobiet, które, skulone pod murem patrzyły z trwogą na płonący w miejscu, gdzie wcześniej stały, pakunek. Zanim którykolwiek z nich zdążył się odezwać, na plac wbiegło kilku zamaskowanych mężczyzn. Dwóch niosło pochodnie, czekając na rozkaz podpalenia kolejnego pakunku lub straganu. Reszta natomiast trzymała broń różnego rodzaju.
Wszyscy wokół zamarli.
Mężczyzna wyglądający na najstarszego z bandy przeszedł się powoli w stronę tłumu, który cofnął się gwałtownie. Przeciągnąwszy grubymi palcami po gęstej brodzie wybuchnął głośnym śmiechem.
– Dawajcie sakiewki albo połamiemy waszym dziewkom i dzieciakom wszystkie kości! –  krzyknął, a reszta bandy zawtórowała mu donośnym rykiem.
– Wynoście się stąd! To królewskie miasto, nie macie prawa tu przebywać! – Zawołał Gunhee, ściągając na siebie powszechną uwagę.
Lider bandytów odwrócił się do niego i zaczął iść w jego stronę. Blondyn dyskretnie położył dłoń na skrzętnie skrywanym pod długim płaszczem mieczem. Bardzo się starał, żeby Heenim go nie zauważył na ich pikniku, bo musiałby się pewnie długo z tego tłumaczyć, jednak w tej sytuacji bezpieczeństwo wysuwało się na pierwszy plan.
– A kim ty niby jesteś, żeby mówić mi, gdzie mogę a gdzie nie mogę być, hmm?
– To nieistotne. Ty i twoja zgraja macie w tej chwili opuścić to miejsce i nigdy tu nie wracać.
– Na pewno nie pójdziemy z pustymi rękami – powiedział brodacz, nagle spoglądając gdzieś za Gunhee. – Ale możemy się dogadać, jeśli oddasz nam tego pięknego chłopca za tobą. Byłby w sam raz dla mojego syna.
W Heechulu się zagotowało.
– Jak śmiesz?! – krzyknął, ignorując wyraźnie próbującego go uspokoić blondyna. – Nie położysz na mnie nawet palca, ty cholerny, zawszony…
– ZAWSZONY?! – ryknął rozbójnik, chwytając mocniej swoją broń. – Dajcie im nauczkę, chłopcy!
Gunhee w ułamku sekundy wyciągnął swój miecz i odparł pierwszy atak. Popchnął napastnika tak, że ten wpadł w najbliższy stragan i zrzucił na siebie stos dorodnych melonów. Pociągnął Heechula pod ścianę, chcąc zapewnić mu bezpieczeństwo, sam zaś skoczył do przodu.  Dotkliwie ranił brodatego bandytę i jego trzech podwładnych. Cofnął się odrobinę i rozejrzał wokół, gotowy na sparowanie kolejnego ciosu.
Nie było to już konieczne.
Obok nich natychmiast znalazło się kilkunastu żołnierzy, którzy sprawnie obezwładnili i unieruchomili napastników. Gun Rozluźnił się.
– Panie! – zawołał jeden z wojskowych, zaskoczony jego widokiem. – Nie spodziewaliśmy się, że cię tu zastaniemy.
– Jestem tu prywatnie – odparł Gun, obserwując jak oddział patrolowy krępuje ręce bandytom i stawia ich na nogi. – Dlaczego patrolu nie było na placu? – zapytał ostrym tonem.
– Dostaliśmy zawiadomienie o zamieszaniu pod wschodnią bramą – powiedział stojący dotychczas z boku mężczyzna, odziany w błyszczącą zbroję. – Dobry wieczór, Gunhee. Jak ci minął dzień?
– Powinieneś zostawić tu część oddziału, Donghae – skarcił znajomego. – Nie powinno było dojść do takiej sytuacji.
Stojący z tyłu Heechul nie mógł dłużej milczeć. Odepchnął się od chłodnego kamienia i podszedł do przyjaciela.
– O co w tym wszystkim chodzi? – zapytał, patrząc na blondyna z niedowierzaniem. Był naprawdę zły. – Jesteś rycerzem?
Gun wpatrywał się w napiętą twarz Heenima, nie wiedząc, jak mu to wszystko wyjaśnić. Chciał mu kiedyś o tym powiedzieć, ale miał to zrobić sam! Hee nie powinien dowiedzieć się w taki sposób.
– Posłuchaj mnie…
– Książę Heechul? – powiedział Donghae, po czym niemal od razu padł na kolana; w jego ślady poszła reszta oddziału. – Proszę nam wybaczyć niedopatrzenie, wasza wysokość, to się już nie powtórzy!
Zszokowany Gunhee odsunął się od Heechula.

– Jesteś księciem?