sobota, 25 lutego 2017

Copper Crown - Rozdział 5

Strużka zimnego potu spłynęła wzdłuż jego pleców, gdy dotarło do niego znaczenie słów Gunhee. Miał ochotę przyłożyć sobie czymś ciężkim w głowę. Powinien był przewidzieć, że skoro do tej pory wszystko szło tak gładko, to prędzej czy później coś się wydarzy. Nie sądził jednak, że aż na taką skalę...!
Wzrok Heechula przypadkowo spoczął na klęczącym dowódcy. Skrzywił się nieznacznie. Skupiony na sobie i swoim towarzyszu całkowicie zapomniał, że nie byli sami.
Tłum, który zebrał się podczas kłótni z bandytami, zdawał się być jeszcze większy. Wszyscy opuścili swoje dotychczasowe miejsca przy stoiskach, zaaferowani powstałą sytuacją. Co jakiś czas można było dosłyszeć ciche rozmowy i powtarzane do tyłu informacje, by stojący z dala od centrum zdarzeń mieszczanie mogli się dowiedzieć, co się dzieje.
Po dłuższej chwili Heechul odchrząknął lekko i spojrzał w dół na kłaniającego się pokornie rycerza:
– Wstań, proszę – powiedział przyciszonym tonem – nie róbmy dodatkowego przedstawienia.
– Oczywiście, mój panie – Donghae podniósł się i poprawił wiszący u jego boku miecz. – Jeśli mogę sobie pozwolić… Co wasza wysokość robi poza murami zamku?
– Spacerowałem.
– Ale tak bez eskorty, książę, to niebezpieczne… – Hee już otwierał usta, jednak dowódca dodał – chyba że Gunhee osłaniał waszą wysokość, wtedy to co innego.
Brunet kątem oka zerknął na stojącego z boku przyjaciela. Mężczyzna milczał, a jego twarz nie zdradzała, o czym myślał. Heechul mimo to czuł, że Gun był zły. Na pierwszy rzut oka blondyn był spokojny, być może przysłuchując się rozmowie. Jednak dobry obserwator niemal od razu zauważyłby zaciśniętą delikatnie szczękę, napięte mięśnie twarzy i oczy, w których skrywał się narastający gniew i rozczarowanie.
Książę nie miał mu tego za złe, ponieważ doskonale rozumiał targające towarzyszem uczucia.
– To, kiedy i z kim wychodzę, nie powinno leżeć w kręgu twoich zainteresowań, dowódco – odparł pozornie opanowanym tonem Heechul. – Na twoim miejscu zastanowiłbym się nad poprawieniem stanu bezpieczeństwa przy głównej bramie.
Donghae spuścił wzrok na bruk pod swoimi stopami. Było mu wstyd. Takie niedopatrzenie podczas jego warty, na dodatek w obecności królewskiego syna…
– Bardzo mi przykro, wasza wysokość…
Heenim odwrócił się od rycerza i nie oglądając się za siebie, skierował się w stronę tłumu, który cofnął się nieco, robiąc mu miejsce. Nawet nie próbował nawiązać kontaktu z Gunhee. Teraz nie mógł sobie na to pozwolić. Nie był już anonimowy. Wszystkie oczy spoczywały na nim, a każde jego słowo zostanie powtórzone dalej. Musiał uważać na swoje gesty, by nie pogarszać sytuacji.
Niech to diabli, pomyślał, mijając oddział rycerzy. Nie tak to sobie wyobrażał.
Nagle jedna z dziewcząt cofnęła się, przypadkiem nadepnęła na rąbek zbyt długiej spódnicy i z cichym piskiem poleciała tuż pod nogi Heechula. Zaskoczony książę automatycznie wyciągnął przed siebie ręce, chroniąc dziewczynę przed upadkiem. Natychmiast pomógł jej wstać.
– Wszystko w porządku? – zapytał. Panienka pokiwała szybko głową, ze wstydu unikając jego wzroku.
– Proszę o wybaczenie, wasza wysokość… Ja nie chciałam…
Heenim zaśmiał się cicho, na co stojący najbliżej niego ludzie wypuścili wstrzymywane w tamtym momencie powietrze. Obawiali się gniewu księcia, widząc jak chłodno potraktował kilka chwil temu dowódcę straży.
– Uważaj na siebie – uśmiechnął się ciepło, delikatnie pogłaskał dziewczynę po jej jasnych włosach, po czym zwrócił się do Donghae. – Możesz zająć się swoimi obowiązkami. Ja wracam do pałacu.
– Pozwól, że cię odprowadzę, panie.
– Nie ma takiej…
– Minho, przejmij proszę dowództwo, póki nie wrócę – rycerz poprosił stojącego obok żołnierza, który posłusznie skinął głową. – Trzech z was pójdzie z nami.
– Wrócę sam, znam drogę – próbował jeszcze Hee, jednak Hae pokręcił głową.
– Nie mogę puścić waszej wysokości samej. Gdyby po drodze wydarzyło się coś złego, zostanę za to pociągnięty do odpowiedzialności. Gunhee, idziesz?
Heechul uważnie przyjrzał się Gunhee. W duchu skarcił się za swoją ślepotę. Jak mógł nie zauważyć tego wcześniej? Dopiero teraz, po poznaniu prawdy, był w stanie dostrzec, jak wszystko w przyjacielu wskazywało na jego profesję. Dumna, wyprostowana postawa, sposób, w jaki opierał dłoń o szeroki pas przy spodniach, skąd mógł w mgnieniu oka sięgnąć do rękojeści miecza… I to spojrzenie – czujne, pełne powagi, uważnie lustrujące otoczenie w poszukiwaniu zagrożenia.
Mężczyzna wręcz emanował aurą wojownika.
Gunhee milczał przez moment, wpatrując się w pozornie spokojnego bruneta. Domyślał się, że książę prawdopodobnie udaje opanowanie. Nie miał stuprocentowej pewności, ale mimo wszystko po całym tym czasie, który spędzili wspólnie, mógł mniej więcej stwierdzić, kiedy przyjaciel udaje. Jego zdaniem Hee był podenerwowany. Zirytował go fakt, że jego tożsamość została odkryta przy mieszczanach, czy sytuacja ze mną? – zastanawiał się Gun
Rycerz kątem oka zerknął na tłum wokół nich. Ludzie z coraz większą ciekawością wpatrywali się w syna swego władcy, szepcząc coś między sobą. Dziewczyna, która nieomal upadła przed Heechulem, czule gładziła przypadkiem przez niego dotkniętą dłoń. Co jakiś czas patrzyła na dziedzica tronu z niemal nabożną czcią, podobnie jak wiele innych osób, stojących bliżej bramy. Wszystko wskazywało na to, że swoją uprzejmością Heenim zyskał uznanie wśród ludu. Inaczej go sobie wyobrażali.
Wrócił spojrzeniem do księcia, którego dyskomfort stawał się coraz bardziej widoczny. W końcu podszedł do Donghae i powiedział cicho:
– Musimy zabrać stąd jego wysokość, za dużo tu ludzi.
Dowódca pokiwał głową i odwrócił się, krzycząc na zbiegowisko, by zrobiło przejście. Chcąc nie chcąc, Heechul podążył za nim, próbując zignorować nieprzyjemne dreszcze biegnące wzdłuż jego kręgosłupa. Czuł na sobie wzrok Gunhee. Czyli jednak zdecydował się im towarzyszyć…
Nie był pewien, czy bardziej się z tego faktu cieszy, czy jest nim załamany.
Uśmiechał się uprzejmie do mijanych po drodze mieszkańców i odpowiadał cichym „dziękuję” na każde dobre słowo, które usłyszał, jednak myślami był zupełnie gdzie indziej. Dopiero, gdy opuszczał targ w eskorcie rycerzy w pełni dotarło do niego, co się wydarzyło w ciągu kilkunastu minut i jakie to może mieć konsekwencje w niedalekiej przyszłości.
Uzbrojeni żołnierze wyprowadzający spadkobiercę tronu odzianego w szaty osoby z niższej warstwy społecznej z placu, na którym nie powinno go być? Gdzie w tym samym czasie doszło do próby rabunku? To nie wyglądało dobrze.
Hee rozejrzał się ukradkiem. Idący po jego bokach żołnierze nie patrzyli na niego, lustrowali wzrokiem otoczenie. Właśnie opuścili teren targu i weszli na jedną z ulic prowadzących do zamku, więc nieograniczeni przez stojących wokół ludzi iść szli, zachowując większy dystans między sobą.
Przemknęło mu przez myśl, że mógłby po cichu się wycofać, przejść między żołnierzami, a potem ukryć się między budynkami i zniknąć, jednak szybko porzucił ten pomysł. Każdy jego gwałtowniejszy ruch przyciągnąłby uwagę eskortujących go mężczyzn, a dodatkowe problemy związane z ucieczką własnym rycerzom nie przyniosłaby mu niczego dobrego.
Niech to, pomyślał coraz bardziej zdenerwowany. Jeśli wejdę w taki sposób do środka…
– Dowódco – odezwał się podniesionym głosem, ściągając na siebie spojrzenie podążającego z przodu rycerza – mogę prosić na chwilę?
– Oczywiście, mój panie. – Donghae cofnął się do księcia. – Czy coś się stało?
– Zastanawiam się, czy to wszystko jest potrzebne.
– Co dokładnie, panie?
– To – Chul wykonał nieokreślony gest dłonią. – Doceniam pomoc w wyprowadzeniu mnie z tłumu na targu, jednak nie uważam, żeby dalsza obecność twoja i twoich żołnierzy była potrzebna.
– Ależ panie… – zaczął protestować dowódca, ale uciął, gdy Hee zadał mu pytanie.
– Jak masz na imię?
– Donghae, panie. Lee Donghae.
– Widzisz, Donghae – zaczął – skoro byłem w stanie opuścić zamek bez niczyjej wiedzy, mogę do niego wrócić tą samą drogą. Nie chcę wzbudzać niepotrzebnej sensacji na dworze ani sprawiać problemów twoim ludziom. Możecie wracać do swoich obowiązków.
– Jednakże, będę musiał złożyć przed królem raport z wydarzeń przy bramie, książę – odparł nerwowo rycerz. – Nie mogę waszej wysokości zostawić samego… gdyby król się dowiedział…
Heechul westchnął ciężko.
– Ojciec jest nieobecny, więc większość jego obowiązków przejąłem ja. Byłem tam, więc nie ma potrzeby, żebyś…
– Król wrócił do zamku kilka godzin temu, książę.
Heechul mógłby przysiąc, że jego serce na moment stanęło.
Brunet podniósł wzrok na wznoszący się przed nimi zamek, który choć oddalony jeszcze o kilkanaście minut marszu, nagle zdawał się być przerażająco blisko. Mury wydały mu się ciemniejsze i groźniejsze niż zazwyczaj.
Ukradkiem otarł drżące i delikatnie spocone dłonie o spodnie, próbując się uspokoić i zmuszając do normalnego oddechu. Nie powinien się aż tak denerwować, przecież to jego ojciec, ale zważywszy na obecną sytuację…
Serce łomotało mu w piersi, gdy przechodzili przez główną bramę. Przez moment Hee miał nadzieję, że ciężka krata, spuszczana dla bezpieczeństwa w nocy, w odpowiednim momencie spadnie i oszczędzi mu spotkania z władcą. Niestety, nic takiego się nie stało.
Chul odchrząknął cicho i kiedy był pewien, że głos go nie zawiedzie, rzekł:
– Możesz odejść. Sam złożę raport jego królewskiej mości.
– Nie, panie, ja muszę to zrobić – pokłonił się lekko Donghae. Następnie spojrzał na towarzyszy i dodał: – Pójdziecie ze mną, wy też tam byliście. Gunhee, ty również.
Kiedy rycerze ruszyli w stronę wejścia do sali tronowej, Gunhee odwrócił się na moment i rzucił Heechulowi twarde spojrzenie, na które książę ledwo zauważalnie skinął głową. Dopiero wtedy blondyn i podążył za towarzyszami, zostawiając przyjaciela samego. Sam Hee przez chwilę stał w miejscu, patrząc za nim, póki nie dostrzegł kręcącej się dookoła służby, debatującej nad tym, czy powinna zwrócić na siebie jego uwagę.
Odwrócił się na pięcie,  po czym szybkim krokiem skierował się do jednych z bocznych drzwi.
Podążając w pośpiechu zamkowym korytarzem, całkowicie ignorował zarówno służbę jak i dworzan, oglądających się za nim ze zdziwieniem widocznym na twarzach. Ubiór księcia bez wątpienia wzbudzał swego rodzaju sensację, podobnie jak widoczne na pierwszy rzut oka podenerwowanie.
Otworzył drzwi do swej sypialni i zatrzasnął je głośno, chcąc w ten sposób dać upust buzującym w nim negatywnym emocjom. Rzucił się na łóżko i schował twarz w poduszce. Pragnął odciąć się od świata zewnętrznego. Zapomnieć o wszystkim, co się wydarzyło w ciągu ostatniej godziny. A przede wszystkim chciał uniknąć tego, co nieuchronnie się do niego zbliżało.
Pościel stłumiła przekleństwo, które wydostało się z jego ust. Sama myśl o tym, że Gunhee  znajdował się właśnie w sali tronowej z jego ojcem, o tym, że jego sekretne wyprawy do miasta przestały być tajemnicą… przerażała go. Jednocześnie wzbudzała niewiarygodny gniew. Jak mógł być tak lekkomyślny, jak mógł aż tak opuścić gardę i dać się złapać?! Gdyby się wtedy nie odezwał, być może ta cała sytuacja nie miała nigdy miejsca. Dał się zaskoczyć blondynowi…
No właśnie, Gunhee. Pozostawała jeszcze kwestia Gunhee.
Hee doskonale zrozumiał spojrzenie, którym obdarzył go przyjaciel. „Porozmawiamy później”. Oczywiście, że porozmawiają, Chul był mu winien wyjaśnienia. W końcu dzisiejsza awantura – pomijając próbę rabunku – była jego winą.
Obrócił się na plecy i spojrzał na niewielki hak wbity w sufit, od którego odchodziły warstwy szafirowego materiału. Baldachim był obecnie zebrany i założony schludnie za wezgłowie łóżka, by nie przeszkadzał. Książę lubił go czasami rozłożyć i schować się w środku. Czuł się wtedy, jakby był pod wodą, gdyż materiał był na tyle cienki, żeby było widać do pewnego stopnia, co znajdowało się po drugiej stronie, ale był też na tyle gruby, że padające przez okno światło tworzyło wewnątrz niebieskawą poświatę. Wrażenie to było w pewien sposób ujmujące i uspokajające.
Musiał porozmawiać z Gunhee, i to jak najszybciej. Zbyt polubił jego towarzystwo, by odpuścić. Nawet nie byłby w stanie, mając w pamięci wspólne przechadzki i dzisiejszy piknik. Gun przypadł mu do gustu bardziej niż był gotów przyznać. Chciał chronić tę relację.
Zacisnął bezwiednie pięści, postanawiając, że znajdzie sposób na dalsze widywanie przyjaciela.
Nagle rozległo się ciche pukanie do drzwi.
– Tak? – Heechul usiadł i popatrzył wyczekująco na niską służkę, która stanęła w progu.
– Król wzywa cię do sali tronowej, panie – oznajmiła dziewczyna.
Książę pokiwał głową i odesłał ją. Zrzucił z siebie mieszczańskie szaty i pospiesznie włożył własne. Poprawił szybko włosy i opuścił swe komnaty.
Kilka chwil później znalazł się przed potężnymi, dębowymi drzwiami. Przystanął na moment, by wziąć uspokajający oddech. Mimowolnie przeklął w duchu swój szybki chód. Wcale nie chciał wchodzić tam tak prędko.
Strażnicy broniący wejścia otworzyli przed nim drzwi i odsunęli się na bok. Hee minął ich, starając się uspokoić bijące szybko serce. Dyskretnie otarł pocące się dłonie o bok tuniki.
Pomieszczenie było bardzo przestronne. Podłoga oraz ściany wyłożone białym kamieniem odbijały padające przed wysokie okna promienie słońca, co dodatkowo rozświetlało salę. Pod sufitem w równych odstępach zamocowano długie włócznie, z których zwisał herb królestwa. Gdzieniegdzie poustawiano wysokie pochodnie, obecnie zgaszone ze względu na znajdujące się jeszcze nad horyzontem słońce.
Jego kroki odbijały się echem, gdy bez pośpiechu zbliżał się do zebranego wokół tronu towarzystwa. Donghae wraz z jego podwładnymi i Gunhee stali w odpowiedniej odległości od swego władcy, uważnie słuchając jego słów.
Król nie był już młodym mężczyzną. Jego rzadkie, przyprószone siwizną włosy zebrane były w kucyk nad karkiem. Wokół oczu dostrzegalne były świadczące o wieku zmarszczki, choć Heechul wolał myśleć, że ich przyczyną był często pojawiający się na jego twarzy uśmiech.
Dostrzegłszy podążającego w ich stronę syna, monarcha przerwał swą wypowiedź. Wstał z tronu, wyciągając ręce w jego stronę.
– Synu!
Twarz Chula rozjaśniła się, gdy chwycił delikatnie dłonie ojca, pozwalając się przyciągnąć bliżej.
– Nie wiedziałem, że dzisiaj wrócisz, ojcze – oznajmił książę, odwzajemniając uścisk. – Nie przygotowałem nic na twoje powitanie.
– Narada skończyła się wcześniej i cieszę się, że tak się stało – odparł król, odsuwając się na krok od bruneta. – Doszły mnie słuchy, że byłeś świadkiem ataku przy głównej bramie. Dlaczego tam przebywałeś? Powinieneś być w zamku.
Heechul zerknął kątem oka na stojących nieopodal rycerzy. Gunhee wydał mu się nie mniej spięty od niego samego. Jego uwadze nie umknęło również zaintrygowane spojrzenie blondyna, równie ciekawego odpowiedzi księcia co jego ojciec.
Zdecydował się na częściową prawdę.
– Chciałem przyjrzeć się z bliska życiu naszych poddanych – odpowiedział – lepiej zrozumieć, przez co przechodzą, jakie są ich codzienne troski…
Nie było to kłamstwo, gdyż na samym początku właśnie to było powodem, dla którego Hee siadał na murze i obserwował targujących się mieszczan, później wchodząc między nich. Wolał, by ojciec znał tę część prawdy. Nie musiał wiedzieć, że od pewnego czasu zapoznawanie się ze zwyczajami ludu znajdowało się u niego na drugim planie.
Król, zadowolony z usłyszanej odpowiedzi, pogłaskał swojego jedynaka delikatnie po głowie, obdarzając go czułym uśmiechem.
– Zawsze radowało mnie twoje zaangażowanie, synu. Jestem dumny, że tak się troszczysz o naszych poddanych.
Heechul odetchnął z ulgą, słysząc te słowa.
Władca odsunął się od niego i ponownie spojrzał na obecnych w sali rycerzy.
– Co mnie natomiast niepokoi, to poziom zabezpieczeń przy głównej bramie. Dzisiejszy incydent nie miał prawa się wydarzyć – rzekł stanowczo mężczyzna
– To się więcej nie powtórzy, wasza królewska mość – zapewnił Donghae – osobiście się tym zajmę.
– Dobrze. Co zaś tyczy się ciebie – tu skierował wzrok na milczącego dotąd Gunhee – pozwól mi wyrazić dozgonną wdzięczność.
– To nie jest konieczne, wasza wysokość – skłonił głowę rycerz – wypełniałem tylko swój obowiązek.
– Gdyby nie twoja interwencja, ucierpiałoby wielu niewinnych ludzi. Ochroniłeś także mojego syna – duża dłoń króla spoczęła na ramieniu Heechula i ścisnęła je delikatnie – za co należy ci się nagroda.
Heenim, Gunhee oraz reszta obecnych spojrzała na władcę zaskoczona. Brunet zaczął się zastanawiać, co takiego ojciec chce podarować jego przyjacielowi. Tytuł szlachecki? Mężczyzna już go posiadał, inaczej nie mógłby zostać rycerzem. Ziemię? Złoto?
– Zostaniesz mianowany na rycerza jego książęcej mości.
– Słucham? – wyrwało się zszokowanemu Heechulowi. Jaki rycerz? Dlaczego miałby mieć osobistego rycerza?
– Wasza królewska mość – wydusił będący w podobnym do przyjaciela stanie Gunhee – nie potrafię wyrazić, jak wdzięczny jestem za tę propozycję, jednakże nie uważam, że jest to konieczne…
– Jest – uciął król, zasiadając na tronie. – Powierzenie ci tej funkcji będzie równoznaczne z podniesieniem twojego statusu społecznego, co uważam za odpowiednie wynagrodzenie za twoje zasługi. Ponadto – kontynuował – może się zdarzyć, iż w najbliższym czasie będę musiał często podróżować. Wielu zamachowców czyha na życie mojego syna i muszę zadbać o jego bezpieczeństwo. Czuję, że mogę ci zaufać, Gunhee. Mylę się?
Gun pokręcił wolno głową. Nigdy nie zawiódłby swego króla. Prędzej sam rzuciłby się w przepaść niż zdradził.
– W takim razie postanowione – klasnął w dłonie władca, ukontentowany. – Jutro z samego rana zostaniesz pasowany na książęcego rycerza. A teraz możecie wszyscy odejść. Heechulu – zwrócił się do syna – póki słońce jeszcze nie zaszło, może pokażesz swojemu rycerzowi tereny wokół zamku?
– Oczywiście, ojcze.
***
Szli w milczeniu, nawet na siebie nie patrząc. Heechul, poza krótkimi uwagami na temat mijanego w danym momencie miejsca, nie odezwał się ani razu. Jego towarzysz podobnie. Odkąd opuścili salę tronową i pożegnali się z pozostałymi rycerzami, nie zamienili ani jednego zdania na temat, który dręczył ich od kilku godzin.
W ogrodzie, przez który właśnie przechodzili, panował półmrok. Chul rozejrzał się wokół. Znajdowali się na tyłach zamku. O tej porze nikt już się tam nie zapuszczał. Byli sami.
Lepszej okazji nie będzie, uznał, po czym odwrócił się w stronę przyjaciela i rzucił:
– Chyba powinniśmy porozmawiać, nie sądzisz? Spokojnie, nikogo tu nie ma – dodał, widząc niepewny wzrok towarzysza.
Gunhee westchnął ciężko, składając ramiona na piersi. Milczał przez moment, jakby chcąc się przekonać, czy ktoś zaraz nie wyskoczy zza rogu i ich przyłapie na rozmowie, która nie powinna się między nimi wydarzyć, ale nic takiego się nie stało.
– Powinniśmy – przyznał i po chwili spytał wprost: – Chciałeś mi powiedzieć, kim jesteś? Czy zamierzałeś kłamać do samego końca?
Hee widział w jego oczach, jak bardzo był zawiedziony. Czuł się z tego powodu winny, ale miał mu do zarzucenia to samo. Impulsywny charakter nie pozwolił mu ugryźć się w język.
– Mógłbym zadać ci to samo pytanie.
– Byłem pierwszy. Odpowiedz – zażądał
– Powiedziałbym ci. Nie wiem, kiedy, ale zamierzałem to zrobić. A ty?
– Chciałem ci powiedzieć. Przy następnym spotkaniu – uściślił Gunhee.
Ponownie zapadła cisza, przerywana jedynie dźwiękiem świerszczy, grających gdzieś w trawie i budzących się do życia nocnych zwierząt. Było już całkowicie ciemno i mężczyźni widzieli swoje twarze tylko dzięki światłu z położonej nieopodal kuchni.
– Co teraz…? – zapytał cicho Heechul
– Z czym?
– Z nami.
Gun przeczesał jasne włosy palcami, odmawiając spojrzenia w pełne zarówno nadziei jak i strachu oczy bruneta. Nie chciał, by wyszły na jaw targające nim emocje. Wcześniej być może nie zwróciłby na to uwagi, ale teraz…
– Jesteś księciem a ja mam zostać twoim rycerzem – Gunhee mówił powoli, ważąc każde słowo – nie mogę zachowywać się wobec ciebie tak, jak wcześniej. Nie jesteś Heenimem. Jesteś Heechulem, synem mojego króla. – Dopiero wtedy podniósł wzrok. – Nie jestem nawet pewien, czy cię znam, jak mogę rozmawiać z tobą w taki sam sposób?
– Znasz – szepnął Hee, czując nieprzyjemny uścisk w piersi. Słowa mężczyzny zabolały. – Skłamałem tylko na temat tego, kim jestem. Cała reszta jest prawdą.
– To nie ma znaczenia – rycerz odwrócił się i zanim odszedł, dodał – od jutra będę rozmawiał z tobą jak przystało, wasza książęca mość.

Heechul jeszcze długo wpatrywał się w miejsce, w którym stał Gunhee, zaciskając mocno dłonie w pięści i próbując zwalczyć niezrozumiałe dla niego uczucie, które wkradało się w każdą komórkę jego ciała, sprawiając ból.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz