Strużka zimnego potu
spłynęła wzdłuż jego pleców, gdy dotarło do niego znaczenie słów Gunhee. Miał
ochotę przyłożyć sobie czymś ciężkim w głowę. Powinien był przewidzieć, że
skoro do tej pory wszystko szło tak gładko, to prędzej czy później coś się wydarzy.
Nie sądził jednak, że aż na taką skalę...!
Wzrok Heechula
przypadkowo spoczął na klęczącym dowódcy. Skrzywił się nieznacznie. Skupiony na
sobie i swoim towarzyszu całkowicie zapomniał, że nie byli sami.
Tłum, który zebrał się
podczas kłótni z bandytami, zdawał się być jeszcze większy. Wszyscy opuścili
swoje dotychczasowe miejsca przy stoiskach, zaaferowani powstałą sytuacją. Co
jakiś czas można było dosłyszeć ciche rozmowy i powtarzane do tyłu informacje,
by stojący z dala od centrum zdarzeń mieszczanie mogli się dowiedzieć, co się
dzieje.
Po dłuższej chwili
Heechul odchrząknął lekko i spojrzał w dół na kłaniającego się pokornie
rycerza:
– Wstań, proszę –
powiedział przyciszonym tonem – nie róbmy dodatkowego przedstawienia.
– Oczywiście, mój panie –
Donghae podniósł się i poprawił wiszący u jego boku miecz. – Jeśli mogę sobie
pozwolić… Co wasza wysokość robi poza murami zamku?
– Spacerowałem.
– Ale tak bez eskorty,
książę, to niebezpieczne… – Hee już otwierał usta, jednak dowódca dodał – chyba
że Gunhee osłaniał waszą wysokość, wtedy to co innego.
Brunet kątem oka zerknął na
stojącego z boku przyjaciela. Mężczyzna milczał, a jego twarz nie zdradzała, o
czym myślał. Heechul mimo to czuł, że Gun był zły. Na pierwszy rzut oka blondyn
był spokojny, być może przysłuchując się rozmowie. Jednak dobry obserwator niemal
od razu zauważyłby zaciśniętą delikatnie szczękę, napięte mięśnie twarzy i
oczy, w których skrywał się narastający gniew i rozczarowanie.
Książę nie miał mu tego
za złe, ponieważ doskonale rozumiał targające towarzyszem uczucia.
– To, kiedy i z kim
wychodzę, nie powinno leżeć w kręgu twoich zainteresowań, dowódco – odparł
pozornie opanowanym tonem Heechul. – Na twoim miejscu zastanowiłbym się nad
poprawieniem stanu bezpieczeństwa przy głównej bramie.
Donghae spuścił wzrok na
bruk pod swoimi stopami. Było mu wstyd. Takie niedopatrzenie podczas jego
warty, na dodatek w obecności królewskiego syna…
– Bardzo mi przykro,
wasza wysokość…
Heenim odwrócił się od
rycerza i nie oglądając się za siebie, skierował się w stronę tłumu, który
cofnął się nieco, robiąc mu miejsce. Nawet nie próbował nawiązać kontaktu z
Gunhee. Teraz nie mógł sobie na to pozwolić. Nie był już anonimowy. Wszystkie
oczy spoczywały na nim, a każde jego słowo zostanie powtórzone dalej. Musiał
uważać na swoje gesty, by nie pogarszać sytuacji.
Niech to diabli,
pomyślał, mijając oddział rycerzy. Nie tak to sobie wyobrażał.
Nagle jedna z dziewcząt
cofnęła się, przypadkiem nadepnęła na rąbek zbyt długiej spódnicy i z cichym
piskiem poleciała tuż pod nogi Heechula. Zaskoczony książę automatycznie
wyciągnął przed siebie ręce, chroniąc dziewczynę przed upadkiem. Natychmiast
pomógł jej wstać.
– Wszystko w porządku? –
zapytał. Panienka pokiwała szybko głową, ze wstydu unikając jego wzroku.
– Proszę o wybaczenie,
wasza wysokość… Ja nie chciałam…
Heenim zaśmiał się cicho,
na co stojący najbliżej niego ludzie wypuścili wstrzymywane w tamtym momencie
powietrze. Obawiali się gniewu księcia, widząc jak chłodno potraktował kilka
chwil temu dowódcę straży.
– Uważaj na siebie –
uśmiechnął się ciepło, delikatnie pogłaskał dziewczynę po jej jasnych włosach,
po czym zwrócił się do Donghae. – Możesz zająć się swoimi obowiązkami. Ja
wracam do pałacu.
– Pozwól, że cię
odprowadzę, panie.
– Nie ma takiej…
– Minho, przejmij proszę
dowództwo, póki nie wrócę – rycerz poprosił stojącego obok żołnierza, który
posłusznie skinął głową. – Trzech z was pójdzie z nami.
– Wrócę sam, znam drogę –
próbował jeszcze Hee, jednak Hae pokręcił głową.
– Nie mogę puścić waszej
wysokości samej. Gdyby po drodze wydarzyło się coś złego, zostanę za to
pociągnięty do odpowiedzialności. Gunhee, idziesz?
Heechul uważnie przyjrzał
się Gunhee. W duchu skarcił się za swoją ślepotę. Jak mógł nie zauważyć tego
wcześniej? Dopiero teraz, po poznaniu prawdy, był w stanie dostrzec, jak
wszystko w przyjacielu wskazywało na jego profesję. Dumna, wyprostowana
postawa, sposób, w jaki opierał dłoń o szeroki pas przy spodniach, skąd mógł w
mgnieniu oka sięgnąć do rękojeści miecza… I to spojrzenie – czujne, pełne
powagi, uważnie lustrujące otoczenie w poszukiwaniu zagrożenia.
Mężczyzna wręcz emanował
aurą wojownika.
Gunhee milczał przez
moment, wpatrując się w pozornie spokojnego bruneta. Domyślał się, że książę
prawdopodobnie udaje opanowanie. Nie miał stuprocentowej pewności, ale mimo
wszystko po całym tym czasie, który spędzili wspólnie, mógł mniej więcej
stwierdzić, kiedy przyjaciel udaje. Jego zdaniem Hee był podenerwowany.
Zirytował go fakt, że jego tożsamość została odkryta przy mieszczanach, czy
sytuacja ze mną? – zastanawiał się Gun
Rycerz kątem oka zerknął na
tłum wokół nich. Ludzie z coraz większą ciekawością wpatrywali się w syna swego
władcy, szepcząc coś między sobą. Dziewczyna, która nieomal upadła przed
Heechulem, czule gładziła przypadkiem przez niego dotkniętą dłoń. Co jakiś czas
patrzyła na dziedzica tronu z niemal nabożną czcią, podobnie jak wiele innych
osób, stojących bliżej bramy. Wszystko wskazywało na to, że swoją uprzejmością
Heenim zyskał uznanie wśród ludu. Inaczej go sobie wyobrażali.
Wrócił spojrzeniem do
księcia, którego dyskomfort stawał się coraz bardziej widoczny. W końcu
podszedł do Donghae i powiedział cicho:
– Musimy zabrać stąd jego
wysokość, za dużo tu ludzi.
Dowódca pokiwał głową i
odwrócił się, krzycząc na zbiegowisko, by zrobiło przejście. Chcąc nie chcąc,
Heechul podążył za nim, próbując zignorować nieprzyjemne dreszcze biegnące
wzdłuż jego kręgosłupa. Czuł na sobie wzrok Gunhee. Czyli jednak zdecydował się
im towarzyszyć…
Nie był pewien, czy
bardziej się z tego faktu cieszy, czy jest nim załamany.
Uśmiechał się uprzejmie
do mijanych po drodze mieszkańców i odpowiadał cichym „dziękuję” na każde dobre
słowo, które usłyszał, jednak myślami był zupełnie gdzie indziej. Dopiero, gdy
opuszczał targ w eskorcie rycerzy w pełni dotarło do niego, co się wydarzyło w
ciągu kilkunastu minut i jakie to może mieć konsekwencje w niedalekiej przyszłości.
Uzbrojeni żołnierze
wyprowadzający spadkobiercę tronu odzianego w szaty osoby z niższej warstwy
społecznej z placu, na którym nie powinno go być? Gdzie w tym samym czasie doszło
do próby rabunku? To nie wyglądało dobrze.
Hee rozejrzał się ukradkiem.
Idący po jego bokach żołnierze nie patrzyli na niego, lustrowali wzrokiem
otoczenie. Właśnie opuścili teren targu i weszli na jedną z ulic prowadzących
do zamku, więc nieograniczeni przez stojących wokół ludzi iść szli, zachowując
większy dystans między sobą.
Przemknęło mu przez myśl,
że mógłby po cichu się wycofać, przejść między żołnierzami, a potem ukryć się
między budynkami i zniknąć, jednak szybko porzucił ten pomysł. Każdy jego
gwałtowniejszy ruch przyciągnąłby uwagę eskortujących go mężczyzn, a dodatkowe
problemy związane z ucieczką własnym rycerzom nie przyniosłaby mu niczego
dobrego.
Niech to, pomyślał coraz
bardziej zdenerwowany. Jeśli wejdę w taki sposób do środka…
– Dowódco – odezwał się podniesionym
głosem, ściągając na siebie spojrzenie podążającego z przodu rycerza – mogę
prosić na chwilę?
– Oczywiście, mój panie.
– Donghae cofnął się do księcia. – Czy coś się stało?
– Zastanawiam się, czy to
wszystko jest potrzebne.
– Co dokładnie, panie?
– To – Chul wykonał
nieokreślony gest dłonią. – Doceniam pomoc w wyprowadzeniu mnie z tłumu na
targu, jednak nie uważam, żeby dalsza obecność twoja i twoich żołnierzy była
potrzebna.
– Ależ panie… – zaczął
protestować dowódca, ale uciął, gdy Hee zadał mu pytanie.
– Jak masz na imię?
– Donghae, panie. Lee
Donghae.
– Widzisz, Donghae –
zaczął – skoro byłem w stanie opuścić zamek bez niczyjej wiedzy, mogę do niego
wrócić tą samą drogą. Nie chcę wzbudzać niepotrzebnej sensacji na dworze ani
sprawiać problemów twoim ludziom. Możecie wracać do swoich obowiązków.
– Jednakże, będę musiał
złożyć przed królem raport z wydarzeń przy bramie, książę – odparł nerwowo
rycerz. – Nie mogę waszej wysokości zostawić samego… gdyby król się dowiedział…
Heechul westchnął ciężko.
– Ojciec jest nieobecny,
więc większość jego obowiązków przejąłem ja. Byłem tam, więc nie ma potrzeby,
żebyś…
– Król wrócił do zamku
kilka godzin temu, książę.
Heechul mógłby przysiąc,
że jego serce na moment stanęło.
Brunet podniósł wzrok na
wznoszący się przed nimi zamek, który choć oddalony jeszcze o kilkanaście minut
marszu, nagle zdawał się być przerażająco blisko. Mury wydały mu się ciemniejsze
i groźniejsze niż zazwyczaj.
Ukradkiem otarł drżące i
delikatnie spocone dłonie o spodnie, próbując się uspokoić i zmuszając do
normalnego oddechu. Nie powinien się aż tak denerwować, przecież to jego
ojciec, ale zważywszy na obecną sytuację…
Serce łomotało mu w
piersi, gdy przechodzili przez główną bramę. Przez moment Hee miał nadzieję, że
ciężka krata, spuszczana dla bezpieczeństwa w nocy, w odpowiednim momencie
spadnie i oszczędzi mu spotkania z władcą. Niestety, nic takiego się nie stało.
Chul odchrząknął cicho i
kiedy był pewien, że głos go nie zawiedzie, rzekł:
– Możesz odejść. Sam
złożę raport jego królewskiej mości.
– Nie, panie, ja muszę to
zrobić – pokłonił się lekko Donghae. Następnie spojrzał na towarzyszy i dodał:
– Pójdziecie ze mną, wy też tam byliście. Gunhee, ty również.
Kiedy rycerze ruszyli w
stronę wejścia do sali tronowej, Gunhee odwrócił się na moment i rzucił
Heechulowi twarde spojrzenie, na które książę ledwo zauważalnie skinął głową.
Dopiero wtedy blondyn i podążył za towarzyszami, zostawiając przyjaciela
samego. Sam Hee przez chwilę stał w miejscu, patrząc za nim, póki nie dostrzegł
kręcącej się dookoła służby, debatującej nad tym, czy powinna zwrócić na siebie
jego uwagę.
Odwrócił się na pięcie, po czym szybkim krokiem skierował się do
jednych z bocznych drzwi.
Podążając w pośpiechu
zamkowym korytarzem, całkowicie ignorował zarówno służbę jak i dworzan,
oglądających się za nim ze zdziwieniem widocznym na twarzach. Ubiór księcia bez
wątpienia wzbudzał swego rodzaju sensację, podobnie jak widoczne na pierwszy
rzut oka podenerwowanie.
Otworzył drzwi do swej
sypialni i zatrzasnął je głośno, chcąc w ten sposób dać upust buzującym w nim
negatywnym emocjom. Rzucił się na łóżko i schował twarz w poduszce. Pragnął
odciąć się od świata zewnętrznego. Zapomnieć o wszystkim, co się wydarzyło w
ciągu ostatniej godziny. A przede wszystkim chciał uniknąć tego, co
nieuchronnie się do niego zbliżało.
Pościel stłumiła
przekleństwo, które wydostało się z jego ust. Sama myśl o tym, że Gunhee znajdował się właśnie w sali tronowej z jego
ojcem, o tym, że jego sekretne wyprawy do miasta przestały być tajemnicą… przerażała
go. Jednocześnie wzbudzała niewiarygodny gniew. Jak mógł być tak lekkomyślny,
jak mógł aż tak opuścić gardę i dać się złapać?! Gdyby się wtedy nie odezwał,
być może ta cała sytuacja nie miała nigdy miejsca. Dał się zaskoczyć blondynowi…
No właśnie, Gunhee.
Pozostawała jeszcze kwestia Gunhee.
Hee doskonale zrozumiał
spojrzenie, którym obdarzył go przyjaciel. „Porozmawiamy później”. Oczywiście,
że porozmawiają, Chul był mu winien wyjaśnienia. W końcu dzisiejsza awantura –
pomijając próbę rabunku – była jego winą.
Obrócił się na plecy i
spojrzał na niewielki hak wbity w sufit, od którego odchodziły warstwy
szafirowego materiału. Baldachim był obecnie zebrany i założony schludnie za
wezgłowie łóżka, by nie przeszkadzał. Książę lubił go czasami rozłożyć i
schować się w środku. Czuł się wtedy, jakby był pod wodą, gdyż materiał był na
tyle cienki, żeby było widać do pewnego stopnia, co znajdowało się po drugiej
stronie, ale był też na tyle gruby, że padające przez okno światło tworzyło
wewnątrz niebieskawą poświatę. Wrażenie to było w pewien sposób ujmujące i
uspokajające.
Musiał porozmawiać z
Gunhee, i to jak najszybciej. Zbyt polubił jego towarzystwo, by odpuścić. Nawet
nie byłby w stanie, mając w pamięci wspólne przechadzki i dzisiejszy piknik. Gun
przypadł mu do gustu bardziej niż był gotów przyznać. Chciał chronić tę
relację.
Zacisnął bezwiednie pięści,
postanawiając, że znajdzie sposób na dalsze widywanie przyjaciela.
Nagle rozległo się ciche
pukanie do drzwi.
– Tak? – Heechul usiadł i
popatrzył wyczekująco na niską służkę, która stanęła w progu.
– Król wzywa cię do sali
tronowej, panie – oznajmiła dziewczyna.
Książę pokiwał głową i
odesłał ją. Zrzucił z siebie mieszczańskie szaty i pospiesznie włożył własne.
Poprawił szybko włosy i opuścił swe komnaty.
Kilka chwil później
znalazł się przed potężnymi, dębowymi drzwiami. Przystanął na moment, by wziąć
uspokajający oddech. Mimowolnie przeklął w duchu swój szybki chód. Wcale nie
chciał wchodzić tam tak prędko.
Strażnicy broniący
wejścia otworzyli przed nim drzwi i odsunęli się na bok. Hee minął ich,
starając się uspokoić bijące szybko serce. Dyskretnie otarł pocące się dłonie o
bok tuniki.
Pomieszczenie było bardzo
przestronne. Podłoga oraz ściany wyłożone białym kamieniem odbijały padające
przed wysokie okna promienie słońca, co dodatkowo rozświetlało salę. Pod
sufitem w równych odstępach zamocowano długie włócznie, z których zwisał herb
królestwa. Gdzieniegdzie poustawiano wysokie pochodnie, obecnie zgaszone ze
względu na znajdujące się jeszcze nad horyzontem słońce.
Jego kroki odbijały się
echem, gdy bez pośpiechu zbliżał się do zebranego wokół tronu towarzystwa.
Donghae wraz z jego podwładnymi i Gunhee stali w odpowiedniej odległości od
swego władcy, uważnie słuchając jego słów.
Król nie był już młodym
mężczyzną. Jego rzadkie, przyprószone siwizną włosy zebrane były w kucyk nad
karkiem. Wokół oczu dostrzegalne były świadczące o wieku zmarszczki, choć
Heechul wolał myśleć, że ich przyczyną był często pojawiający się na jego
twarzy uśmiech.
Dostrzegłszy podążającego
w ich stronę syna, monarcha przerwał swą wypowiedź. Wstał z tronu, wyciągając
ręce w jego stronę.
– Synu!
Twarz Chula rozjaśniła
się, gdy chwycił delikatnie dłonie ojca, pozwalając się przyciągnąć bliżej.
– Nie wiedziałem, że
dzisiaj wrócisz, ojcze – oznajmił książę, odwzajemniając uścisk. – Nie
przygotowałem nic na twoje powitanie.
– Narada skończyła się
wcześniej i cieszę się, że tak się stało – odparł król, odsuwając się na krok
od bruneta. – Doszły mnie słuchy, że byłeś świadkiem ataku przy głównej bramie.
Dlaczego tam przebywałeś? Powinieneś być w zamku.
Heechul zerknął kątem oka
na stojących nieopodal rycerzy. Gunhee wydał mu się nie mniej spięty od niego
samego. Jego uwadze nie umknęło również zaintrygowane spojrzenie blondyna,
równie ciekawego odpowiedzi księcia co jego ojciec.
Zdecydował się na
częściową prawdę.
– Chciałem przyjrzeć się
z bliska życiu naszych poddanych – odpowiedział – lepiej zrozumieć, przez co
przechodzą, jakie są ich codzienne troski…
Nie było to kłamstwo,
gdyż na samym początku właśnie to było powodem, dla którego Hee siadał na murze
i obserwował targujących się mieszczan, później wchodząc między nich. Wolał, by
ojciec znał tę część prawdy. Nie musiał wiedzieć, że od pewnego czasu
zapoznawanie się ze zwyczajami ludu znajdowało się u niego na drugim planie.
Król, zadowolony z
usłyszanej odpowiedzi, pogłaskał swojego jedynaka delikatnie po głowie,
obdarzając go czułym uśmiechem.
– Zawsze radowało mnie
twoje zaangażowanie, synu. Jestem dumny, że tak się troszczysz o naszych
poddanych.
Heechul odetchnął z ulgą,
słysząc te słowa.
Władca odsunął się od
niego i ponownie spojrzał na obecnych w sali rycerzy.
– Co mnie natomiast
niepokoi, to poziom zabezpieczeń przy głównej bramie. Dzisiejszy incydent nie
miał prawa się wydarzyć – rzekł stanowczo mężczyzna
– To się więcej nie
powtórzy, wasza królewska mość – zapewnił Donghae – osobiście się tym zajmę.
– Dobrze. Co zaś tyczy
się ciebie – tu skierował wzrok na milczącego dotąd Gunhee – pozwól mi wyrazić
dozgonną wdzięczność.
– To nie jest konieczne,
wasza wysokość – skłonił głowę rycerz – wypełniałem tylko swój obowiązek.
– Gdyby nie twoja
interwencja, ucierpiałoby wielu niewinnych ludzi. Ochroniłeś także mojego syna
– duża dłoń króla spoczęła na ramieniu Heechula i ścisnęła je delikatnie – za
co należy ci się nagroda.
Heenim, Gunhee oraz
reszta obecnych spojrzała na władcę zaskoczona. Brunet zaczął się zastanawiać,
co takiego ojciec chce podarować jego przyjacielowi. Tytuł szlachecki?
Mężczyzna już go posiadał, inaczej nie mógłby zostać rycerzem. Ziemię? Złoto?
– Zostaniesz mianowany na
rycerza jego książęcej mości.
– Słucham? – wyrwało się zszokowanemu
Heechulowi. Jaki rycerz? Dlaczego miałby mieć osobistego rycerza?
– Wasza królewska mość –
wydusił będący w podobnym do przyjaciela stanie Gunhee – nie potrafię wyrazić,
jak wdzięczny jestem za tę propozycję, jednakże nie uważam, że jest to
konieczne…
– Jest – uciął król,
zasiadając na tronie. – Powierzenie ci tej funkcji będzie równoznaczne z
podniesieniem twojego statusu społecznego, co uważam za odpowiednie
wynagrodzenie za twoje zasługi. Ponadto – kontynuował – może się zdarzyć, iż w
najbliższym czasie będę musiał często podróżować. Wielu zamachowców czyha na
życie mojego syna i muszę zadbać o jego bezpieczeństwo. Czuję, że mogę ci
zaufać, Gunhee. Mylę się?
Gun pokręcił wolno głową.
Nigdy nie zawiódłby swego króla. Prędzej sam rzuciłby się w przepaść niż
zdradził.
– W takim razie
postanowione – klasnął w dłonie władca, ukontentowany. – Jutro z samego rana
zostaniesz pasowany na książęcego rycerza. A teraz możecie wszyscy odejść.
Heechulu – zwrócił się do syna – póki słońce jeszcze nie zaszło, może pokażesz
swojemu rycerzowi tereny wokół zamku?
– Oczywiście, ojcze.
***
Szli w milczeniu, nawet
na siebie nie patrząc. Heechul, poza krótkimi uwagami na temat mijanego w danym
momencie miejsca, nie odezwał się ani razu. Jego towarzysz podobnie. Odkąd
opuścili salę tronową i pożegnali się z pozostałymi rycerzami, nie zamienili
ani jednego zdania na temat, który dręczył ich od kilku godzin.
W ogrodzie, przez który
właśnie przechodzili, panował półmrok. Chul rozejrzał się wokół. Znajdowali się
na tyłach zamku. O tej porze nikt już się tam nie zapuszczał. Byli sami.
Lepszej okazji nie
będzie, uznał, po czym odwrócił się w stronę przyjaciela i rzucił:
– Chyba powinniśmy
porozmawiać, nie sądzisz? Spokojnie, nikogo tu nie ma – dodał, widząc niepewny
wzrok towarzysza.
Gunhee westchnął ciężko,
składając ramiona na piersi. Milczał przez moment, jakby chcąc się przekonać,
czy ktoś zaraz nie wyskoczy zza rogu i ich przyłapie na rozmowie, która nie
powinna się między nimi wydarzyć, ale nic takiego się nie stało.
– Powinniśmy – przyznał i
po chwili spytał wprost: – Chciałeś mi powiedzieć, kim jesteś? Czy zamierzałeś
kłamać do samego końca?
Hee widział w jego
oczach, jak bardzo był zawiedziony. Czuł się z tego powodu winny, ale miał mu
do zarzucenia to samo. Impulsywny charakter nie pozwolił mu ugryźć się w język.
– Mógłbym zadać ci to
samo pytanie.
– Byłem pierwszy.
Odpowiedz – zażądał
– Powiedziałbym ci. Nie
wiem, kiedy, ale zamierzałem to zrobić. A ty?
– Chciałem ci powiedzieć.
Przy następnym spotkaniu – uściślił Gunhee.
Ponownie zapadła cisza,
przerywana jedynie dźwiękiem świerszczy, grających gdzieś w trawie i budzących
się do życia nocnych zwierząt. Było już całkowicie ciemno i mężczyźni widzieli
swoje twarze tylko dzięki światłu z położonej nieopodal kuchni.
– Co teraz…? – zapytał
cicho Heechul
– Z czym?
– Z nami.
Gun przeczesał jasne
włosy palcami, odmawiając spojrzenia w pełne zarówno nadziei jak i strachu oczy
bruneta. Nie chciał, by wyszły na jaw targające nim emocje. Wcześniej być może
nie zwróciłby na to uwagi, ale teraz…
– Jesteś księciem a ja
mam zostać twoim rycerzem – Gunhee mówił powoli, ważąc każde słowo – nie mogę
zachowywać się wobec ciebie tak, jak wcześniej. Nie jesteś Heenimem. Jesteś
Heechulem, synem mojego króla. – Dopiero wtedy podniósł wzrok. – Nie jestem
nawet pewien, czy cię znam, jak mogę rozmawiać z tobą w taki sam sposób?
– Znasz – szepnął Hee,
czując nieprzyjemny uścisk w piersi. Słowa mężczyzny zabolały. – Skłamałem
tylko na temat tego, kim jestem. Cała reszta jest prawdą.
– To nie ma znaczenia –
rycerz odwrócił się i zanim odszedł, dodał – od jutra będę rozmawiał z tobą jak
przystało, wasza książęca mość.
Heechul jeszcze długo
wpatrywał się w miejsce, w którym stał Gunhee, zaciskając mocno dłonie w pięści
i próbując zwalczyć niezrozumiałe dla niego uczucie, które wkradało się w każdą
komórkę jego ciała, sprawiając ból.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz