sobota, 11 lutego 2017

Copper Crown - Rozdział 4

– A więc...
Heechul podniósł wzrok na towarzysza. Do tej pory obydwaj szli w milczeniu, obserwując ludzi dookoła.
– Dzisiaj mijają trzy miesiące od naszego pierwszego spotkania – oznajmił Gunhee, lekko się do niego uśmiechając.
– Liczyłeś? – roześmiał się książę, sięgając do trzymanej w ręce torebki po śliwkę.
– Nie bardzo – blondyn również wziął do ręki niewielki owoc – ale o ile dobrze pamiętam, pierwszy raz wpadliśmy na siebie z początkiem czerwca.
Hee pokiwał wolno głową, przyznając mu rację.
Nie zdawał sobie sprawy, że to trwa już tak długo.
Złapał się na tym, że pod nieobecność ojca starał się wykonywać powierzone sobie obowiązki jak najszybciej się da. Nie tylko dlatego, by jego poddani nie musieli czekać na wydanie decyzji – co oczywiście było dla niego, jako przyszłego monarchy, najważniejsze – ale również po to, by móc regularnie wymykać się z zamku na spotkania z idącym właśnie obok niego mężczyzną.
Postronny obserwator mógłby rzec, że Heechul miał kochanka, ale on sam patrzył na to zupełnie inaczej. Ostatnio zaczął się zastanawiać, kim stał się dla niego Gunhee przez te trzy miesiące. Prawdopodobnie kimś w rodzaju przyjaciela. W tym krótkim czasie spędzonym razem książę, wbrew początkowym postanowieniom, nauczył się ufać blondynowi do pewnego stopnia. I nawet, jeśli nie mógł mu otwarcie o sobie opowiadać i musiał przedstawić się pseudonimem i wielokrotnie posługiwać się zagadkami... opinia blondyna była dla niego istotna. Mężczyzna był inteligentny i wyrozumiały. Zresztą, on także ukrywał pewne fakty o swoim życiu i Heechul doskonale zdawał sobie z tego sprawę – jednakże w ich sytuacji żadnemu z nich to nie przeszkadzało. Chul wiedział, że Gunhee również wyczuł lekką nieszczerość z jego strony. Mimo to obydwaj zbyt cenili sobie czas spędzony razem, by zwracać na to większą uwagę.
Na wszystko przyjdzie pora, postanowił książę. Kiedyś mu powiem, kim jestem. Na pewno.
– Masz dobrą pamięć – pochwalił Hee, odwzajemniając uśmiech. – Tyle czasu tu razem spędziliśmy...
– Właśnie, ciągle jesteśmy tylko na terenie placu. Może wybierzemy się w jakieś inne miejsce? – zaproponował nagle Gunhee, zatrzymując go.
Brunet zatopił zęby w śliwce, zastanawiając się przez moment nad słowami towarzysza.
– Przecież chodzimy też na błonia – zauważył.
– Miałem na myśli pola za murami zamku.
Heechul przełknął owoc, gorączkowo zastanawiając się nad propozycją towarzysza. Bardzo rzadko zdarzało mu się wychodzić poza granice miasta samemu, bez eskorty. Czy to nie byłoby nierozsądne? Ktoś mógłby go napaść, porwać... Ale, z drugiej strony, nie przywdział królewskiego odzienia, a szlacheckie. Poza tym miał kaptur, więc nikt nie powinien być w stanie go rozpoznać. No i nie był sam, tylko z Gunhee.
Hee przekalkulował sobie wszystko jeszcze raz i dopiero wtedy odpowiedział:
– Masz jakieś konkretne miejsce na myśli? Nie znam za dobrze tamtych terenów.
Gun uśmiechnął się szeroko, słysząc zadowalającą go odpowiedź.
– Chodź ze mną – odparł i chwycił bruneta pod ramię, ciągnąc go delikatnie w stronę głównej bramy.
Rycerzowi niezwykle zależało, żeby wyjść poza granice miasta. Bardzo często chodził tam w pojedynkę albo z najbliższymi przyjaciółmi, więc doskonale wiedział, gdzie znajdują się miejsca warte odwiedzenia. Miał powoli dosyć poruszania się ciągle po tej samej trasie. Obydwaj znali na pamięć targ i wszystkie znajdujące się na nim stragany. Nie było tam już nic, co mogłoby ich zaskoczyć lub wzbudzić zainteresowanie. Właśnie dlatego przenieśli się na błonia obok… ale tam też zdążyło mu się już znudzić.
Ponadto, Gunhee poprzedniego wieczora odbył ciekawą rozmowę z Eunhyukiem. Młodszy rycerz, widząc jak na samo wspomnienie Heenima pojawia się błysk w jego oczach, żywo zachęcał go do zaproszenia tajemniczego młodzieńca na kolację. Blondynowi chciało się z początku śmiać na słowo „randka”, ale ostatecznie wziął sobie tę radę do serca. Hyuk wiedział, o czym mówi, przechodził prawie dokładnie to samo z Donghae nie tak dawno temu.
Heechul naciągnął mocniej kaptur, przekraczając granicę wyznaczoną przez najwyższe i najgrubsze mury miasta. Przez moment czuł niepokój, ale szybko przywołał się do porządku. Nie był już dzieckiem, żeby bać się wychodzenia na zewnątrz. Spojrzał na obejmujące jego dłoń palce blondyna i uśmiechnął się leciutko. Widok ten rozwiał wszelkie wątpliwości, jakie jeszcze znajdowały swoje miejsce w jego umyśle, choć nie miał pojęcia, dlaczego.
– Dokąd idziemy? – spytał Heenim, nie mogąc powstrzymać swojej ciekawskiej strony.
– Zobaczysz.
– Powiedz mi.
– Dowiesz się na miejscu.
– Dlaczego taki jesteś? – jęknął brunet, na co drugi mężczyzna zachichotał. – Nie śmiej się ze mnie!
– Wybacz, ale to wyglądasz uroczo, kiedy się tak niecierpliwisz – Gunhee odwrócił się do niego na moment, ukazując swoje rozbawione oczy. – Nie mogłem sobie odmówić tej przyjemności.
Heechul prychnął pod nosem.
– Ktoś inny mógłby pomyśleć, że masz jakieś niemoralne plany wobec mnie. Lepiej uważaj.
– "Ktoś inny"? Więc ty uważasz inaczej? – Gun zdawał sobie sprawę, że to może tak wyglądać i chciał wiedzieć, co o tym myśli Heenim. Na odpowiedź nie musiał czekać długo.
– Nie – odparł książę pewnym siebie tonem.
– Jesteś pewien? – zażartował.
– Myślę, że bym sobie z tobą poradził.
– Nie sądzę, ale w porządku, możesz tak sądzić.
Hee zmarszczył brwi, ale ugryzł się w język i postanowił pozostawić to bez komentarza. Jego towarzysz nie musiał przecież wiedzieć, że jednymi z nielicznych zaklęć, którymi był w stanie się posługiwać, były te, które umożliwiały skuteczną obronę. Najlepiej, żeby w ogóle nie był świadom tego faktu.
– Poza tym, poznałem cię już na tyle, żeby wiedzieć, że nikomu nie zrobiłbyś umyślnie krzywdy – dodał brunet.
Gunhee zwolnił kroku i odwrócił się, z zainteresowaniem spoglądając na Chula.
– Trzy miesiące to twoim zdaniem wystarczająco dużo, by kogoś tak dobrze poznać? – chciał wiedzieć.
– Nie tak dogłębnie, jak przyjaciela – odrzekł książę, zastanawiając się nad każdym słowem – ale wystarczająco dobrze, by móc zauważyć, jakim typem osoby ten ktoś jest.
– Zatem kim według ciebie jestem?
Od jego odpowiedzi zależy to, co dzisiaj zrobię, postanowił Gunhee z drżącym sercem, czekając na kolejne słowa bruneta. Po tym, co usłyszę, zdecyduję, co dalej.
– Jesteś... – przerwał Hee, sprawiając, że rycerz nieświadomie wstrzymał oddech – jesteś dobrą osobą. Godną zaufania; taką, z którą nie obawiałbym się zbłądzić późną nocą w lesie.
– Cieszę się, że masz o mnie tak dobre mniemanie – odparł blondyn, wznawiając wędrówkę.
– Mylę się?
– Nie wiem, jak zachowałbym się z tobą sam w ciemnym lesie – zażartował – ale na pewno nie krzywdzę nikogo bez powodu.
Heechul już otwierał usta, chcąc zapytać, czy zdarzało mu się zadać komuś ból celowo, ale w ostatniej chwili się powstrzymał, czując pod skórą, że i tak nie otrzyma odpowiedzi. Miał wrażenie, że to pytanie wiązało się z ukrywaną przez towarzysza profesją i odrobinę go to niepokoiło... ale nie był hipokrytą. Skoro on opowiadał o sobie, udzielając jedynie szczątkowych informacji, nie może mieć do Gunhee pretensji o identyczne traktowanie.
Chwilę później zatrzymali się przy wielkim dębie. Szeroko rozstawione konary drzewa rzucały sporych rozmiarów cień, w którym mogłoby ukryć się nawet kilkanaście osób.
Gunhee puścił rękę Hee i sięgnął do dołu znajdującego się między korzeniami. Heechul zbliżył się do niego, ciekawy.
Zaśmiał się, widząc co mężczyzna trzymał właśnie w ręce.
– Przygotowałeś kosz piknikowy? – niedowierzał Hee.
– Z małą pomocą zaprzyjaźnionej właścicielki jednej z karczm. – Gun podniósł się i odwrócił twarzą do Heechula. – Co ty na to? Zjesz ze mną podwieczorek?
Książę pokiwał ochoczo głową. Podszedł bliżej i odsunął serwetkę, odsłaniając zawartość kosza. W środku znajdował się chleb, kilka serów, niewielkie pomidorki, a także butelka wina.
– Czy to jest...? – wskazał na zawiniątko leżące obok krążka sera. Dotknął go palcem. Było ciepłe.
– Mięso, tak.
Blondyn postawił wszystko na ziemi i podał Heechulowi wyjęty chwilę wcześniej koc. Brunet rozłożył go na trawie i pomógł wyciągać wszystko z kosza.
– Kiedy to wszystko przygotowałeś?
– Zapakowałem to wszystko wcześnie rano – odpowiedział Gunhee, wyciągając nóż do mięsa. – Ale mięso odebrał mój przyjaciel i on to tu ukrył. Gdybym ja miał to zrobić, byłoby już zimne. Podoba ci się? – spojrzał na towarzysza kątem oka, zastanawiając się, czy nie przesadził i czy to nie jest za duża zmiana. Może powinni byli pozostać przy spacerach po targu...
Odetchnął z ulgą, kiedy Heechul uśmiechnął się szeroko. Rycerz lubił ten uśmiech.
Sam Hee natomiast musiał przyznać, że ten gest zrobił na nim wrażenie. Tak naprawdę jeszcze nikt nigdy nie zaprosił go na prawdziwy piknik. Nie mógł w ten sposób nazywać małych, królewskich przyjęć w ogrodzie, podczas których służba roznosiła kieliszki z odpowiednim trunkiem do podawanych dań, położonych wcześniej w kryształowych misach na poustawianych tu i ówdzie stołach. Nie, to nie był piknik. Brakowało tam swobodnej atmosfery, którą teraz mógł cieszyć się książę. Gunhee nie wymagał od niego etykiety dziedzica tronu. Jedyne, na czym musiał się teraz skupić, to przyjemne spędzenie czasu z rozwijającym pakunki z jedzeniem blondynem.
– Bardzo mi się podoba – powiedział Hee, sięgając po nóż do sera. – Nigdy wcześniej nie byłem na pikniku.
– Nie? – Gunhee wyciągnął ostre narzędzie z ręki towarzysza, samemu zajmując się krojeniem przysmaku. – Twoja rodzina nigdy nie zabierała cię na łąkę?
Heechul pokręcił głową, wbijając wzrok w przecinające ser ostrze.
– Urządzali tylko skromne przyjęcia w ogrodzie dla sąsiadów i znajomych – odparł brunet, krzywiąc się w duchu, że musiał tak nazwać najbardziej wpływowych hrabiów i delegatów z sąsiednich krain.
– A przyjaciele?
– Nigdy nie przyszło nam to do głowy – przyznał Chul. To nie tak, że nie chciał pójść z kimś na piknik, bo gdyby się uparł, to może i byłby w stanie znaleźć na to czas, ale tak naprawdę ani jemu, ani Wheein, ani nawet bywającemu od czasu do czasu na dworze kuzynowi chłopaka nigdy nie przyszło do głowy, żeby sobie coś takiego zorganizować.
– To brzmi, jakbyś żył w zamkniętym środowisku, Heenim – rzucił nieco ryzykownie Gunhee, podając drugiemu mężczyźnie kawałek pomidora.
Obowiązywała ich niewypowiedziana umowa, żeby nie zadawać sobie pytań na niewygodne tematy. W przypadku Hee była to rodzina, jednak tym razem rycerz nie mógł powstrzymać ciekawości. Właściwie nie spytał go o nic niewygodnego... jego zdaniem było to dosyć neutralne pytanie. Może nawet bardziej stwierdzenie.
– Trochę tak było.
– Teraz już nie jest? – książę zawahał się, ale ostatecznie zaprzeczył.
– Teraz żyję w ten sposób poniekąd na własne życzenie. A ty? Wydajesz się być osobą, która często wybiera się na pikniki.
Gunhee zrozumiał jego intencje. "Nie drąż tematu". Nie zamierzał, tyle informacji na razie mu wystarczyło.
Na samym początku Heenim nie mówił wiele, na zadawane mu pytania najczęściej odpowiadał zdawkowym tonem albo rzucał jakiś ostry komentarz. O sobie nie mówił nic. Dopiero z czasem zaczął się otwierać, udzielając mu o sobie coraz więcej informacji, przy czym cały czas zdawał się pilnować, jakie słowa opuszczają jego usta. Cóż, tę samą strategię przyjął rycerz, jednak on przywykł do mówienia o sobie jako pierwszy, wiedząc, że to zachęca towarzysza do robienia tego samego. A czynił tak, odkąd zaczął się bardziej interesować kosztującym obecnie świeżego sera brunetem.
– Kiedy moi rodzice żyli – opowiadał, wyciągając z kosza niewielkie kieliszki na wino – raz na miesiąc, czasami częściej, jeśli było lato, zbierali się z rodzinami z sąsiedztwa i razem szli jeść podwieczorek na jedną z łąk, będącą bliżej lasu. Wyobraź sobie siedzących na kocach dorosłych, jedzących i dyskutujących na przeróżne tematy oraz ich dzieciaki biegające dookoła i wywracające się nawzajem – zaśmiał się.
– Brzmi przyjemnie...
Heechul spojrzał na mocującego się z korkiem Gunhee. Po krótkiej chwili mężczyzna nalewał wino do kieliszków i podał mu jeden z nich. Podziękował mu uśmiechem. To, o czym opowiadał Gunhee brzmiało dla niego tak nierealnie, jakby wzięte było żywcem z zupełnie innej rzeczywistości. On sam nie mógł tak swobodnie biegać sobie z innymi dziećmi, gdy był mały. Owszem, czasami bawił się z pociechami hrabiów, którzy przyjeżdżali na audiencję do jego ojca, ale jedyną osobą w jego wieku, która zawsze znajdowała się w pobliżu, była młodsza czarodziejka. Niestety, zawsze pilnowano, by nie zrobili sobie krzywdy podczas zabawy, a to sprawiało, że nie mogli robić wszystkiego, na co mieli ochotę.
– Skąd w ogóle pomysł na piknik? – zapytał Heechul, po czym wziął niewielki łyk wina. – Dobre.
– Sam nie wiem... Byłem już trochę zmęczony tym, że ciągle jesteśmy na targu. Niby czasami wychodziliśmy na błonia obok, ale właściwie na jedno wychodzi.. Tam też przebywa mnóstwo ludzi. Tu jestem z tobą sam... Spokojnie, nie mam wobec ciebie żadnych złych zamiarów! – roześmiał się nieco nerwowo Gun. – Tu jest po prostu cisza, nie ma nikogo, kto mógłby nas podsłuchać a ja... chciałbym cię lepiej poznać.
Hee nie odpowiedział, spoglądając badawczym wzrokiem na wzrokiem Gunhee. Jednocześnie jego umysł wykonywał rachunek zysków i strat. Jeśli teraz się z nim zgodzi, będzie musiał liczyć się z tym, że kiedyś nadejdzie moment, w którym nie będzie mógł dalej kłamać w kwestii swojego pochodzenia. Ale jeśli odmówi, straci szansę na... przyjaciela? Cóż, na pewno wymknie mu się z rąk to, co ma w tym momencie, czyli jedna z niewielu osób, przy których nie obawia się rozluźnić.
Tylko czy mężczyzna nie przestanie go traktować jak równego sobie, jeśli się dowie, że rozmawia ze swoim przyszłym władcą?
Dla Heechula odpowiedź w tamtym momencie była tylko jedna.
– Ja też chciałbym cię lepiej poznać, Gunhee.

***
Słońce chyliło się już ku zachodowi, kiedy postanowili posprzątać i wrócić do miasta. Brunet chciał pomóc zanieść wszystko z powrotem, nawet jeśli tylko na plac, jednak Gunhee uznał, że na razie zostawią wszystko w dziupli dębu i później po to wróci.
Rycerz nie mógł nie zauważyć niewielkiego uśmiechu, który nieustannie majaczył na ustach Heechula. Odkąd powiedzieli sobie wprost, że są zainteresowani sobą nawzajem – nawet jeśli chodziło tylko o przyjaźń – obydwaj byli w wyśmienitym humorze.
Przechodząc przez bramę główną, zerknął kątem oka na podążającego obok młodzieńca. Przeszło mu przez myśl, że to idealny moment, żeby sprawdzić, jak daleko może się posunąć z tą znajomością. Czy to może być tylko przyjaźń, czy jednak…
Gunhee pytał sam siebie w myślach, czy jego zainteresowanie brunetem jest aż tak wielkie i szybsze bicie serca dało mu na to odpowiedź.
– Heenim…
Hee zatrzymał się przed pierwszymi straganami i spojrzał na niego pytająco.
– Zastanawiałem się tylko, czy… skoro tak dobrze nam się dziś rozmawiało…
Po prostu zaproś go na cholerną kolację! – wydarł się na siebie w duchu.
– Nie chciałbyś może…
Jego dalsze słowa zagłuszyły głośne krzyki stojących nieopodal kobiet, które, skulone pod murem patrzyły z trwogą na płonący w miejscu, gdzie wcześniej stały, pakunek. Zanim którykolwiek z nich zdążył się odezwać, na plac wbiegło kilku zamaskowanych mężczyzn. Dwóch niosło pochodnie, czekając na rozkaz podpalenia kolejnego pakunku lub straganu. Reszta natomiast trzymała broń różnego rodzaju.
Wszyscy wokół zamarli.
Mężczyzna wyglądający na najstarszego z bandy przeszedł się powoli w stronę tłumu, który cofnął się gwałtownie. Przeciągnąwszy grubymi palcami po gęstej brodzie wybuchnął głośnym śmiechem.
– Dawajcie sakiewki albo połamiemy waszym dziewkom i dzieciakom wszystkie kości! –  krzyknął, a reszta bandy zawtórowała mu donośnym rykiem.
– Wynoście się stąd! To królewskie miasto, nie macie prawa tu przebywać! – Zawołał Gunhee, ściągając na siebie powszechną uwagę.
Lider bandytów odwrócił się do niego i zaczął iść w jego stronę. Blondyn dyskretnie położył dłoń na skrzętnie skrywanym pod długim płaszczem mieczem. Bardzo się starał, żeby Heenim go nie zauważył na ich pikniku, bo musiałby się pewnie długo z tego tłumaczyć, jednak w tej sytuacji bezpieczeństwo wysuwało się na pierwszy plan.
– A kim ty niby jesteś, żeby mówić mi, gdzie mogę a gdzie nie mogę być, hmm?
– To nieistotne. Ty i twoja zgraja macie w tej chwili opuścić to miejsce i nigdy tu nie wracać.
– Na pewno nie pójdziemy z pustymi rękami – powiedział brodacz, nagle spoglądając gdzieś za Gunhee. – Ale możemy się dogadać, jeśli oddasz nam tego pięknego chłopca za tobą. Byłby w sam raz dla mojego syna.
W Heechulu się zagotowało.
– Jak śmiesz?! – krzyknął, ignorując wyraźnie próbującego go uspokoić blondyna. – Nie położysz na mnie nawet palca, ty cholerny, zawszony…
– ZAWSZONY?! – ryknął rozbójnik, chwytając mocniej swoją broń. – Dajcie im nauczkę, chłopcy!
Gunhee w ułamku sekundy wyciągnął swój miecz i odparł pierwszy atak. Popchnął napastnika tak, że ten wpadł w najbliższy stragan i zrzucił na siebie stos dorodnych melonów. Pociągnął Heechula pod ścianę, chcąc zapewnić mu bezpieczeństwo, sam zaś skoczył do przodu.  Dotkliwie ranił brodatego bandytę i jego trzech podwładnych. Cofnął się odrobinę i rozejrzał wokół, gotowy na sparowanie kolejnego ciosu.
Nie było to już konieczne.
Obok nich natychmiast znalazło się kilkunastu żołnierzy, którzy sprawnie obezwładnili i unieruchomili napastników. Gun Rozluźnił się.
– Panie! – zawołał jeden z wojskowych, zaskoczony jego widokiem. – Nie spodziewaliśmy się, że cię tu zastaniemy.
– Jestem tu prywatnie – odparł Gun, obserwując jak oddział patrolowy krępuje ręce bandytom i stawia ich na nogi. – Dlaczego patrolu nie było na placu? – zapytał ostrym tonem.
– Dostaliśmy zawiadomienie o zamieszaniu pod wschodnią bramą – powiedział stojący dotychczas z boku mężczyzna, odziany w błyszczącą zbroję. – Dobry wieczór, Gunhee. Jak ci minął dzień?
– Powinieneś zostawić tu część oddziału, Donghae – skarcił znajomego. – Nie powinno było dojść do takiej sytuacji.
Stojący z tyłu Heechul nie mógł dłużej milczeć. Odepchnął się od chłodnego kamienia i podszedł do przyjaciela.
– O co w tym wszystkim chodzi? – zapytał, patrząc na blondyna z niedowierzaniem. Był naprawdę zły. – Jesteś rycerzem?
Gun wpatrywał się w napiętą twarz Heenima, nie wiedząc, jak mu to wszystko wyjaśnić. Chciał mu kiedyś o tym powiedzieć, ale miał to zrobić sam! Hee nie powinien dowiedzieć się w taki sposób.
– Posłuchaj mnie…
– Książę Heechul? – powiedział Donghae, po czym niemal od razu padł na kolana; w jego ślady poszła reszta oddziału. – Proszę nam wybaczyć niedopatrzenie, wasza wysokość, to się już nie powtórzy!
Zszokowany Gunhee odsunął się od Heechula.

– Jesteś księciem?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz